poniedziałek, 7 marca 2016

O Tlimowym bushcrafcie



„(…) Albowiem nie możesz ufać nikomu na tym świecie – ani mężczyźnie, ani kobiecie, ani zwierzęciu. Tylko temu możesz ufać.” – Conan Barbarzyńca

Na pewno wielu z Was oglądało ten film – klasykę gatunku fantasy z  Arnoldem Schwarzenegerem w tytułowej roli. I wielu z Was pamięta drugą scenę, w której mały Conan słucha monologu swojego ojca o stali, kończącego się zdaniem, które zacytowałem na początku tekstu. Przyznam, że jest to jeden z moich ulubionych filmów, a wspomniany cytat w znacznym stopniu zadecydował o rozwoju mojej „ostrej” pasji.

Pamiętam z dzieciństwa pierwsze noże jakie miałem (przeważnie scyzoryki), pierwsze plastikowe lub drewniane miecze, z którymi udawałem Conana, lub też Connora MacLeod’a  z filmu „Nieśmiertelny” ( swoją drogą kolejny z kultowych filmów fantasy).  Coś z tamtych czasów zostało w mojej pamięci i spowodowało, że zacząłem się  poważniej interesować  i pasjonować kawałkami  ostrej stali – ze szczególnym uwzględnieniem noży :-). Miecza niestety się jeszcze nie dorobiłem natomiast co do noży… no cóż, interesuję się nimi od dawna i mam ich wiele.

Szczególnym momentem w mojej pasji nożowniczej był zakup pierwszego ręcznie robionego noża czyli tzw. customa. Miało to miejsce dopiero na początku 2012 roku, a nożem tym był model C440FG – bushcraft ze stali NC6, hartowanej bainitycznie, z rękojeścią z brązowej micarty, wykonany przez Mariusza Przybyłowskiego, znanego w środowisku nożowym jako Tlim.

Pomimo, że nożami interesuję się od wielu lat, to przed tym nożem nie posiadałem żadnego pełnoprawnego, robionego od podstaw customa. Przyznam też, że byłem do tego rodzaju noży nastawiony dość sceptycznie głównie z uwagi na to, że nie byłem pewien obróbki cieplnej stali w tego typu nożach.

Gdy po długich rozważaniach zamówiłem nóż, a po odebraniu paczki z Tlimowym bushcraftem wziąłem go pierwszy raz do ręki nie myślałem wcale o filmie, z którego pochodzi wymieniony na wstępie cytat. Podszedłem do noża bez jakiegoś szczególnego entuzjazmu. Obejrzałem, pobawiłem się i ... zacząłem  normalnie używać. Nóż świetnie leżał w mojej ręce i  spełniał wszystkie postawione przed nim zadania. Pracował w terenie, był noszony na co dzień. Ciął, strugał, rzeźbił,  przygotowywał posiłki, wykonywał prace warsztatowe, a nawet biurowe,  rozpalał ogniska, sprawiał złowione ryby,  towarzyszył mi wiernie praktycznie każdego dnia. Gdy się stępił się - ostrzyłem go, gdy pokrywał się powierzchniową rdzą - czyściłem. Podobały mi się bardzo własności tej stali w obróbce Tlima – jej trzymanie ostrości,  mityczna „agresywność cięcia”, łatwość ostrzenia i w końcu wytrzymałość. Nóż wiele razy ciężko pracował w drewnie, przy batonowaniu itp. pracach, lub też znęcałem się nad nim po prostu dla testów, podczas których niejednokrotnie klinga mocno się wyginała, po czym wracała do pierwotnego, prostego kształtu.
Nóż nie był ideałem piękna, ani też nie był idealnie wykonany. Widać było parę niedoróbek estetycznych. Ot zwykłe narzędzie – jak młotek, wkrętak czy klucz. Nóż po prostu działał. Tylko tyle i aż tyle.
 
„(…) Ze stalą od zawsze wiązał się pewien rytuał, musisz go zgłębić, opanować jego tajemnice (…)”.

Dopiero po jakimś czasie, znów oglądając pierwszą część przygód wojownika z Cymerii, zacząłem się zastanawiać nad omawianym nożem. Wtedy dotarło do mnie, czym jest Magia Stali, o której wspominał ojciec Conana. Tlim potrafił ze zwykłej, prostej węglowej stali stworzyć nóż o naprawdę doskonałych właściwościach. Prosty do bólu, ale nie prostacki nóż, wykonany z prostej stali, z rękojeścią ze zwykłej micarty. Nóż, na którym można polegać w każdej sytuacji, nóż, któremu po prostu możesz zaufać – tak jak stalowemu mieczowi, o którym mowa w cytacie rozpoczynającym ten tekst.  Jestem pewien, że Tlimowy bushcraft sprawdziłby się doskonale niezależnie od warunków w jakich będziemy go używać. Powstało wiele jego odmian, różniących się zazwyczaj kształtem klingi lub materiałem rękojeści. Nie zmieniło się tylko jedno – jego użytkowość i odczucie pewności jakie mam trzymając w rękach ten nóż.

Opisywany nóż rozpoczął u mnie nowy etap w karierze nożowej, który trwa nadal i nic nie wskazuje, żeby miało się coś zmienić.Od tego czasu upłynęło wiele dni. Przez moje ręce przeszło wiele ręcznie robionych noży, lepszych i gorszych,  od różnych twórców.  Część była kupiona jako gotowe wyroby, część była zamówionymi przeze mnie nożami według mojego projektu. Były wśród nich także noże Tlima, w tym inna – nowsza wersja bushcrafta C440FG. Każdy z tych noży jest na swój sposób wyjątkowy, lecz żaden nie wywarł na mnie takiego wrażenia jak mój pierwszy nóż od Tlima.  Aktualnie nóż ten  przeszedł na „emeryturę” – mam do niego zbyt sentymentalny stosunek, by go nadal używać. Teraz pracuje jego młodszy brat o nazwie C440FG ze stali 52100, również hartowanej bainitycznie.

O samym nożu napisane zostało wystarczająco dużo, nie ma więc sensu bym się rozpisywał o jego właściwościach, wadach (nielicznych) i wielu zaletach. Powiem tylko, że jest to według mnie jeden z najlepszych projektów noża użytkowego, z jakimi miałem do czynienia.

Należy pamiętać tylko o jednym. Tu również posłużę się cytatem ze wspomnianego już filmu:
„(…) stal nie jest wcale taka mocna, ciało jest mocniejsze (…) czym jest stalowa broń w porównaniu z władającą ją ręką”.

Polecam rozważyć to zdanie każdemu miłośnikowi noży.

                                                                                                    Tekst i foto: Psycho