środa, 30 grudnia 2015

Markowy sprzęt? Niekoniecznie …



Tak sobie czytam co ludzie piszą w Sieci i zauważyłem, że króluje pogląd iż szanujący się turysta/wędrowiec/survivalowiec musi posiadać markowy (czytaj: drogi) sprzęt czyli wyposażenie produkcji znanych, topowych firm. W podróżniczych kręgach modne jest też zabieranie w teren całego stosu kosztownych gadżetów. Sprzęt oczywiście jest potrzebny, ale czy tylko drogi jest dobry? Czy jego nadmiar i możliwości nie odbierają  jego posiadaczom elementu ryzyka, który moim zdaniem jest esencją prawdziwej przygody? No a cóż to za przygoda, skoro nóż z kosmicznej stali jest nierdzewny, niełamliwy i właściwie nie trzeba go ostrzyć, noc na szlaku to małe piwo bo diodowa latarka świeci na 2 kilometry przez tydzień bez przerwy, ognisko rozpalisz nawet z mokrego drewna bo iskra magnezowego krzesiwa ma 3000 stopni, twój zegarek chodzi z dokładnością 0,001 sekundy na rok i jest wodoszczelny do 300 metrów (choć tą głębokość osiągną tylko twoje zwłoki), w kurtce z goretexu czy innego wynalazku możesz spać na lodzie, a GPS wyprowadzi Cię za rączkę z lasu itd, itd. Kosztuje to wszystko masę pieniędzy, których w takiej ilości wielu łazików po prostu nie ma, podczas gdy drogi sprzęt wcale nie gwarantuje sukcesu. Jeszcze gorsze jest to, że cały ten szpej uzależnia i nie wiadomo, czy poradzimy sobie bez niego w sytuacji naprawdę awaryjnej.

Jeśli ktoś potrzebuje koronnego argumentu przeciw dyktaturze kosztownego gadżeciarstwa, to sięgnijmy do historii, wszak historia jest nauczycielką narodów ;-). Otóż dawni podróżnicy odkryli nieznane lądy i oceany dysponując sprzętem, który wywołałby pewnie uśmiech politowania wśród współczesnych globtroterów. Sukces Kolumba i jemu podobnych stanowi dowód, że lepiej mieć mocny charakter i słabe wyposażenie niż odwrotnie.

Wracając do teraźniejszości: znam starszego faceta, który w ciągu ostatnich kilku lat wraz z żoną ileś razy przemierzył Syberię, a którego sprzęt jest wart góra 500 złotych. Miał ze sobą 80-litrowy plecak, a do tego jednopowłokowy namiot, karimatę, śpiwór, pelerynę, kurtkę, adidasy i gumowce, dwulitrowy garnek, nóż kuchenniak, małą siekierkę - prawie wszystko chińskie. Do tego prosty kompas i papierowe mapy. Nie zabrał nawet kuchenki, bo zamiast tego rozpalał ognisko, zwykłymi zapałkami zresztą.

Jeśli chcesz, przekonaj się sam, że nie trzeba mieć stosu super sprzętu, żeby dać sobie radę nawet w najtrudniejszych warunkach i cieszyć się wędrówką. Spróbujesz ?

Wiktor Lekney


http://gypsysoul73.blogspot.com/2006_08_01_archive.html