czwartek, 26 lutego 2015

Torba na maskę przeciwgazową typu „Słoń”




Za oknem piękny poranek wróży równie piękny dzień. Szkoda siedzieć w domu i marnować czas na jałowe gapienie się w TV, PC czy inny WC. Podejmujemy więc męską decyzję przewietrzenia swego grzesznego ciała gdzieś na łonie Natury. Podekscytowani tą myślą szykujemy się do drogi i przede wszystkim przystępujemy do wyboru oraz zgromadzenia niezbędnego wyposażenia. Jako wytrawni traperzy planujemy zabrać nóż typu kozik, litrową manierkę z wodą, trzy puszki piwa dla wzmocnienia nadwątlonego ducha (i ugotowania w nich zupy po opróżnieniu fabrycznej zawartości) oraz batonik dla wstępnego wzmocnienia nadwątlonego ciała. Planujemy oczywiście ognisko więc bierzemy torebkę zupki turystycznej,  kiełbasę, kawałek chleba naszego powszedniego, no i zapałki plus niezbędnik czyli tzw. łyżkowidelec. Po namyśle dokładamy jeszcze kanapkę z pasztetem, puszkę konserwy mięsnej, serek topiony i dodatkowe dwie kromki chleba. Przezornie szykujemy również pelerynę przeciwdeszczową, zapasowe skarpety, plaster na odciski których niewątpliwie nabawimy się po przejściu pierwszych dwóch kilometrów, oraz obowiązkowo parę metrów papieru toaletowego na wypadek, gdyby nasza traperska kuchnia nam zaszkodziła. Do tego zestaw lekarstw ratujących zdrowie w przypadku jego pogorszenia i dodatkowy zestaw lekarstw ratujących zdrowie po jego pogorszeniu przez te pierwsze lekarstwa. Uff, to chyba wszystko !


Teraz pozostaje tylko ten stos gratów w coś zapakować, tylko w co ? Plecak wyprawowy jest za duży, miejsca w kieszeniach kurtki i spodni za mało, plastikowa reklamówka za słaba i skandalicznie obciachowa, zwłaszcza ta w zajączki. Nie wiem, jak Ty radzisz sobie z tym problemem, ale moim transportowym Graalem na jednodniowe wypady jest torba po masce przeciwgazowej typu „Słoń”.


Jej protoplastami były używane od zarania dziejów rozmaite sakwy, torby i tobołki przewieszane przez ramię, których przykład obrazuje poniższa rycina przedstawiająca średniowiecznego włóczęgę:







Maska przeciwgazowa typ MUA (SzM41M) popularnie zwana "Słoń" była produkowana w latach 70-tych i 80-tych XX wieku przez Fabrykę Sprzętu Ratunkowego i Lamp Górniczych "FASER" S.A. w Tarnowskich Górach. Maski tego typu są najczęściej spotykanymi wojskowo-cywilnymi maskami p-gaz w Polsce, choć zostały wycofane z wyposażenia wojskowego. Maska składa się z wyposażonej w okulary gumowej osłony na twarz i głowę, filtropochłaniacza węglowego oraz węża łączącego maskę z filtrem. Z powodu tego węża człowiek w masce przypominał słonia z długą trąbą, stąd jej zwyczajowa nazwa. W komplecie z maską była torba transportowa i to właśnie ona jest dla turysty najbardziej interesująca.

W toku dziejów produkowano różne jej modele różniące się nieznacznie detalami budowy, rozmiarami  i użytymi materiałami. „Przerobiłem” je chyba wszystkie i poza jednym typem z taśmą nośną przyszytą do boków torby ukośnie zamiast prosto, wszystkie są godne polecenia. Szczególnie przydatne są egzemplarze z zewnętrzną kieszenią oraz wnętrzem podzielonym na komorę główną, dwie mniejsze komory i  dodatkową małą kieszonkę. Ułatwia to rozlokowanie wyposażenia i zapobiega jego „wędrówkom” po wnętrzu. Torby po „Słoniu” są zazwyczaj wykonane z grubego płótna (?), a parciane pasy są gęsto tkane, co w sumie daje konstrukcji niebywałą odporność, trwałość i nośność. Przeciętne rozmiary to: wysokość 26 cm, szerokość 24 cm, głębokość 8 cm. Pozornie to niewiele, ale spokojnie zmieścimy wyliczone na wstępie artykułu wyposażenie. Komora ładunkowa zamykana jest klapą mocowaną na guzik lub trok przewlekany przez metalowe uchwyty. Rekomenduję to drugie rozwiązanie jako trwalsze, bardziej niezawodne i wygodniejsze (szczególnie gdy mamy zmarznięte ręce). Szeroki pas nośny ma regulowaną długość, co pozwala dopasować wysokość zawieszenia torby w zależności od potrzeb. W części modeli występuje dodatkowy pasek boczny, którym można się opasać poprawiając stabilizację torby, szczególnie gdy jest mocno obciążona. W niektórych egzemplarzach zamiast bocznego paska jest system troków ułatwiających mocowanie dodatkowego wyposażenia z tyłu i od spodu torby, ale i bez tego jest to możliwe przy użyciu choćby zwykłych sznurków przywiązanych do pasa nośnego tuż przy klapie zamykającej torbę.


Torby po „Słoniu” używam od wielu lat nie tylko na wycieczki, ale na co dzień. Jestem od niej praktycznie uzależniony i możliwe, że w związku z tym nie jestem w pełni obiektywny, jednak nie dostrzegam w niej właściwie żadnych wad. Jest lekka, trwała i niewiarygodnie pakowna. Jej zaletą w porównaniu do plecaka jest natychmiastowy dostęp do zawartości bez konieczności zdejmowania, wystarczy przesunąć torbę na brzuch. Dodatkowo w przeciwieństwie do większości plecaków zapewnia właścicielowi suche plecy, co na szlaku bywa bezcenne. Przy wszystkich swoich zaletach jest tania jak barszcz i jak on łatwo dostępna. Nieużywany egzemplarz dostaniemy za cenę paru piw w każdym sklepie z militariami oraz na popularnych portalach aukcyjnych, ale uwaga: nasza torba występuje tam czasem pod nazwą chlebak, choć nie do noszenia chleba ją stworzono.


W doborze wyposażenia turystycznego kieruję się zasadą „maksymalny minimalizm” ponieważ nadmierny balast odbiera mi radość z włóczęgi, a ponadto zwyczajnie nie mam ochoty wydawać pieniędzy na drogie i często niepraktyczne gadżety. Torba po „Słoniu” idealnie wpisuje się w tą filozofię, dlatego zachęcam „easy riderów” do zainteresowania się tym wspaniałym towarzyszem wędrówek.









Wiktor Lekney