piątek, 8 stycznia 2016

Zaczarowana noc w Złotym Potoku



Kilka dni po powitaniu Nowego Roku 2016 wybrałem się z kolegami na nocny spacer po okolicach Złotego Potoku (gmina Janów koło Częstochowy). Dobrze znam te strony, bo byłem tam wielokrotnie, ale w zimową noc – nigdy. Pretekstem do wyjazdu z miasta było wypróbowanie latarek, które miał każdy z nas, ale bledły one – dosłownie – przy imponującej kolekcji pomysłodawcy wycieczki, naczelnego „flashoholika” naszej ekipy (nie mylić z flaszkoholikiem ;-). 

Zaparkowaliśmy samochód na parkingu koło źródeł Wiercicy. Gdy ucichł szum silnika i wyszliśmy z ciepłego wnętrza owionęła nas mroźna biel i cisza tak głęboka, że słychać było tylko nasze oddechy. Odwiedziliśmy źródło Zygmunta, a właściwie zespół źródlisk o tej nazwie, oraz mniej znane źródło Elżbiety. Ich nazwy pochodzą od poety Zygmunta Krasińskiego, jednego z naszych trzech - obok Mickiewicza i Słowackiego - narodowych wieszczów okresu romantyzmu, oraz jego córki. Poeta mieszkał w dworku w pobliskim Złotym Potoku w połowie XIX wieku, skąd po jej śmierci wyjechał do Francji i już nie wrócił do rozdartego rozbiorami kraju. 

Nie wiem, czy to był wpływ ducha Wieszcza unoszącego się nad źródłami, czy może efekt wyjątkowej atmosfery tego miejsca – faktem jest, że oczarował mnie urok żywej wody wypływającej spośród kamieni i płynącej dalej przez las strumieniem wijącym się pośród śniegu i mroku zimowej nocy. Nasze oddechy zamieniały się w parę, parowała także powierzchnia wody podkreślając ulotność chwili falującym woalem mgły.


Cóż, trzeba było w końcu opuścić z żalem to cudowne miejsce i iść dalej. Chcieliśmy jeszcze odwiedzić ruiny starych zabudowań koło Ludwinowa. Droga była niedaleka, ale bardzo urokliwa. Szliśmy szerokim duktem przez pogrążony w nocnym mroku stary las, którego czerń rozświetlało tylko światło naszych latarek.   


Po jakimś czasie wyszliśmy na otwartą przestrzeń i skrajem lasu udaliśmy się w stronę ruin. Mimo ciemności wkrótce udało nam się znaleźć ścieżkę, która nas do nich zaprowadziła. Ludzie opuścili swoje domostwo dawno temu, dziś zamieszkiwały je dzikie zwierzęta, których oczy, zielono fosforyzujące w blasku latarek, powitały nas z daleka. Zagroda składała się z domu mieszkalnego, stodoły, magazynów czy też komórek i jeszcze kilku niezidentyfikowanych budynków, oraz studni. Cały teren jest gęsto porośnięty drzewami, krzakami i zielskiem. 

Stałem na środku dawnego podwórka i myślałem o tym, że dziś jest tu tak cicho i pusto, a przecież kiedyś żyli tu ludzie, był ruch i gwar, na Wigilię i Sylwestra przyjeżdżali goście i wszyscy wesoło się bawili. Przemijanie jest nieuniknione, nawet gwiazdy zimno połyskujące nad moją głową nie są wieczne, a jednak zrobiło mi się przykro i żal, że tamten świat już nie wróci.





Moja zaduma nie trwała jednak długo. Czekał nas powrót do domów i do rzeczywistości. Jednak wiem, że warto czasem pójść w taką magiczną noc, by przeżyć coś wyjątkowego i niepowtarzalnego.

PS. Czytelnikom mojego bloga życzę wszystkiego dobrego w 2016 roku.

Wiktor Lekney

Foto: Diabełek & Wiktor Lekney