wtorek, 11 października 2016

Nasze zielone potwory, czyli wędrówka „pod wpływem”



„Idących w błota zawiodę lub w gaje,
Jadącym konia uskubię;
A każdy naklnie, nafuka, nałaje, 
 Tyś pierwszy wyrzekł: T o  l u b i ę”.

Adam Mickiewicz – Ballada „To lubię”


Będąc pod przemożnym wpływem, czując obietnicę czegoś odlotowego, wyruszyłem w podróż. Poniosło mnie, oczywiście po żeglarsku, prawym halsem, z lekka na bagna. Po cóż, ach po cóż? Miałem swoje powody. Dziś chciałem zajrzeć w paszczę lwu. No dobrze – nie tyle lwu, co innym mięsożernym stworom - pożerającym zwierzęta roślinom. Na szczęście nie musiałem wyjeżdżać w tropiki. Owadożerne rośliny żyją też u nas. Wystarczyło nacisnąć na pedały bicykla i wydusić parę kilometrów, by znaleźć się w bagiennej pradolinie Warty (a tak przy okazji: według jednej z teorii nazwa Warta pochodzi od wyrażenia „wiercić się”; pierwotnie Warta była nazywana Wiertą). Tam już czaiły się na mnie owe zielone potwory: rosiczka na torfowisku, a pływacz w śródleśnym stawie.

Rosiczka chwyta owady za pomocą lepkich „włosów” na liściach. W ten sposób zapewnia sobie substancje azotowe w ubogim w ten życiodajny pierwiastek środowisku. Drugi stwór – pływacz ma liście przekształcone w chwytne pęcherzyki. Jak sama nazwa wskazuje pływa przy powierzchni wody, a do pęcherzyków łapane są systemem zapadkowym drobne organizmy wodne, np. skorupiaki i owady. Żeby dotrzeć do rosiczki, a tym bardziej by ją sfotografować, taplam się jak nieboskie stworzenie w uroczym uroczysku torfowym. To dla mnie prawdziwa uczta odczuwania jedności z naturą. Oby tylko nie wtopić się w to odczuwanie, aż powyżej czubka uszu – taka myśl mi gdzieś kołacze. Gdyby tak się stało, to wtedy ktoś mógłby znaleźć po kilku tysiącach lat pięknie zachowaną mumię.

Stąpając z kępy na kępę znienacka słyszę tętent: tu-du-du, tu-du-du, tu-du-du. „Troszkę” się wystraszyłem. Co jest! Tu na bagnach stado koni ? Przez chwilę dostrzegam wielki łeb unoszący się ponad trzcinami. Niechcący spłoszyłem łosia zalegającego w trzcinach. Z wrażenia zrobiłem jednak „faux pas” i cofnąłem się nieopatrznie o krok za daleko. Skutek: kąpiel wodno – błotna, w wersji, niestety, bardziej błotnej. Zapadnięty po pas mogę podziwiać ponad szuwarami wyjątkowo dziś piękne niebo. Mając przy sobie jedyny niezbędny sprzęt – kawał gałęzi, zaczynam już wydobywać się z matni, a tu znów słyszę tupot … Ach, na szczęście to tylko tupot białych mew. Spokojnie, już spokojnie kolego. „Damy radę” – mówię sobie ku pokrzepieniu. „Rade, rade, rade !” – odpowiada stado żab. Rozglądam się, ale ich nie widzę. To jak – damy radę? – pytam już głośno. Tym razem wokół zalega głucha cisza. Taaak – w głuszy najlepiej gada się sam ze sobą. Z tą myślą wydobywam wreszcie odnóża z chłodnej wody zalegającej w głębi torfowiska. Korzystając z okazji przenoszę błoto z nóg na twarz i już mam - co? – kamuflaż.

Docieram w końcu do owadożernej rosiczki i po godzinie mam już kolekcję jej zdjęć. Później – mówię uczciwie – jak po nitce do kłębka trafiam na staw z drapieżnym pływaczem. Ale, jak to się mówi, nie ma lekko – pływacz owszem jest, lecz nie kwitnie. W takim „bezkwietnym” stanie trudno jest rozpoznać konkretny gatunek tej drapieżnej rośliny. Cóż, w myśl zasady – co cię nie zabije, to cię wzmocni – postanawiam ponowić próbę w przyszłym roku. W końcu każdy powód jest dobry, by wyrwać się z czterech ścian. Na tą chwilę muszę zadowolić się zdjęciami rośliny w „stanie takim jakim jest”.

Niestety, dwa kolejne rodzaje polskich roślin owadożernych – tłustosz i aldrowanda są wyjątkowymi rarytasami i w szeroko rozumianych okolicach Częstochowy raczej nie występują. W każdy razie ja nie natknąłem się na nie. Ale może to dobrze, bo gdyby okazały się większe ode mnie, to - strach pomyśleć – wtedy one musiałyby pisać ten artykuł, zażerając się smacznym – mam nadzieję – mięsem ;-) .

Bagna i torfowiska są ciekawe pod wieloma względami. Pomijając fakt, że nieraz przyszło mi brać prozdrowotne, choć mimowolne kąpiele błotne, są to cenne rezerwuary wody. Są też ostojami dzikości w coraz bardziej ucywilizowanym świecie. Lecz poza tym mają inną ciekawą właściwość – są jak naturalne muzea przechowujące różne dane historyczne – od biologii po historię ludzkości. Dzieje się tak dlatego, że beztlenowe warunki torfowiska sprzyjają zachowaniu substancji organicznych, a czasem wręcz powodują mumifikację zwłok. Na podstawie znalezionych w określonych warstwach torfu pyłków i zarodników roślin, specjaliści potrafią przeprowadzić datowanie osadów oraz rozpoznać warunki klimatyczne jakie wówczas panowały.

Tak sobie rozmyślając docieram wreszcie do celu mojej podróży, który tak naprawdę motywował mnie, by gnać po lesie. Znalazłem się w zaroślach borówki bagiennej, zwanej też pijanicą. Skuszony wielce obiecującą nazwą jadłem, jadłem, jadłem .…. A nuż odlecę …? A tymczasem jaki efekt ? Żaden. Wniosek – próbować dalej. Hajda na koń !!! (iiihahahaha !!!!! – niosło echo po lesie). Może to był jednak jakiś efekt ?

A teraz poważnie: przed laty przeczytałem, że „uboczne skutki”, czyli zdarzający się rodzaj oszołomienia po spożyciu borówki bagiennej może być spowodowany przez osadzający się na jagodach pyłek kwiatowy innej rośliny występującej w tym samym środowisku – jest to trująca krzewinka z rodziny wrzosowatych o nazwie bagno zwyczajne. Howgh !

Na koniec tradycyjnie ilustracja muzyczna:  Uriah Heep - Lady in black

https://www.youtube.com/watch?v=6jj_UeP9W48



Rosiczka okrągłolistna (Drosera rotundifolia)








Pływacz (Utricularia) – widoczne pęcherzyki łowne
 

Wełnianka wąskolistna (Eriophorum angustifolium) na torfowisku

Żaba wodna (Rana esculenta) – mieszaniec żaby jeziorkowej i żaby śmieszki

Borówka bagienna (Vaccinium uliginosum)

Zarośla bagna zwyczajnego (Ledum palustre)
 

Malownicze torfowisko
 
Tekst i foto: Jurek Jurajski