Kilka dni po powitaniu Nowego Roku 2016 wybrałem się
z kolegami na nocny spacer po okolicach Złotego Potoku (gmina Janów koło
Częstochowy). Dobrze znam te strony, bo byłem tam wielokrotnie, ale w zimową
noc – nigdy. Pretekstem do wyjazdu z miasta było wypróbowanie latarek, które
miał każdy z nas, ale bledły one – dosłownie – przy imponującej kolekcji pomysłodawcy
wycieczki, naczelnego „flashoholika” naszej ekipy (nie mylić z flaszkoholikiem
;-).
Zaparkowaliśmy samochód na parkingu koło źródeł
Wiercicy. Gdy ucichł szum silnika i wyszliśmy z ciepłego wnętrza owionęła nas
mroźna biel i cisza tak głęboka, że słychać było tylko nasze oddechy.
Odwiedziliśmy źródło Zygmunta, a właściwie zespół źródlisk o tej nazwie, oraz
mniej znane źródło Elżbiety. Ich nazwy pochodzą od poety Zygmunta Krasińskiego,
jednego z naszych trzech - obok Mickiewicza i Słowackiego - narodowych
wieszczów okresu romantyzmu, oraz jego córki. Poeta mieszkał w dworku w pobliskim
Złotym Potoku w połowie XIX wieku, skąd po jej śmierci wyjechał do Francji i
już nie wrócił do rozdartego rozbiorami kraju.
Nie wiem, czy to był wpływ ducha Wieszcza unoszącego
się nad źródłami, czy może efekt wyjątkowej atmosfery tego miejsca
– faktem jest, że oczarował mnie urok żywej wody wypływającej spośród kamieni i
płynącej dalej przez las strumieniem wijącym się pośród śniegu i mroku zimowej
nocy. Nasze oddechy zamieniały się w parę, parowała także powierzchnia wody
podkreślając ulotność chwili falującym woalem mgły.
Cóż, trzeba było w końcu opuścić z żalem to cudowne
miejsce i iść dalej. Chcieliśmy jeszcze odwiedzić ruiny starych zabudowań koło
Ludwinowa. Droga była niedaleka, ale bardzo urokliwa. Szliśmy szerokim duktem
przez pogrążony w nocnym mroku stary las, którego czerń rozświetlało tylko
światło naszych latarek.
Po jakimś czasie wyszliśmy na otwartą przestrzeń i
skrajem lasu udaliśmy się w stronę ruin. Mimo ciemności wkrótce udało nam się
znaleźć ścieżkę, która nas do nich zaprowadziła. Ludzie opuścili swoje domostwo
dawno temu, dziś zamieszkiwały je dzikie zwierzęta, których oczy, zielono
fosforyzujące w blasku latarek, powitały nas z daleka. Zagroda składała
się z domu mieszkalnego, stodoły, magazynów czy też komórek i jeszcze kilku
niezidentyfikowanych budynków, oraz studni. Cały teren jest gęsto porośnięty
drzewami, krzakami i zielskiem.
Stałem na środku dawnego podwórka i myślałem o tym, że dziś jest tu tak cicho i pusto, a przecież kiedyś żyli tu ludzie, był ruch i gwar, na Wigilię i Sylwestra przyjeżdżali goście i wszyscy wesoło się bawili. Przemijanie jest nieuniknione, nawet gwiazdy zimno połyskujące nad moją głową nie są wieczne, a jednak zrobiło mi się przykro i żal, że tamten świat już nie wróci.
Stałem na środku dawnego podwórka i myślałem o tym, że dziś jest tu tak cicho i pusto, a przecież kiedyś żyli tu ludzie, był ruch i gwar, na Wigilię i Sylwestra przyjeżdżali goście i wszyscy wesoło się bawili. Przemijanie jest nieuniknione, nawet gwiazdy zimno połyskujące nad moją głową nie są wieczne, a jednak zrobiło mi się przykro i żal, że tamten świat już nie wróci.
Moja zaduma nie trwała jednak długo. Czekał nas
powrót do domów i do rzeczywistości. Jednak wiem, że warto czasem pójść w taką magiczną noc, by przeżyć coś wyjątkowego i niepowtarzalnego.
PS. Czytelnikom mojego bloga życzę wszystkiego dobrego
w 2016 roku.
Wiktor
Lekney
Foto:
Diabełek & Wiktor Lekney
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz