Zawsze jest pora na
ciekawe, krótsze lub dłuższe wędrówki. Kilkugodzinny marsz z lekkim
wyposażeniem jeszcze nikomu nie zaszkodził. Ruszamy więc! Z małej stacji
kolejowej w Juliance (na trasie do Kielc) kierujemy się na południe, licząc, że
nogi poniosą nas na tyle szybko, by zdążyć wrócić na przedwieczorny pociąg
powrotny. Liczymy też na pokaźną porcję atrakcji, więc nie zwlekając ruszamy przed
siebie.
Zaledwie wstępujemy do
lasu, a już wita nas swymi czystymi wodami rzeka Wiercica. Wokół panuje
atmosfera pełnej wrześniowej sielanki – ciepłe promienie słońca przeplatają się
z plamami cienia pochodzącego od liści drzew. Jednak pośród tej idylli
zauważamy niestety niepokojące zjawisko przyrodnicze. Oto nad nurtem rzeki rozpościera swe liście
młode drzewko kasztanowca zwyczajnego, które, pomimo oddalenia od innych drzew
tego gatunku, jest silnie porażone przez gąsienice motyla szrotówka
kasztanowcowiaczka. Gąsienice te żerują na liściach kasztanowca, ryjąc w nich
kanały, przez co powodują zbrązowienie liści, ich wcześniejsze opadanie oraz
ogólne osłabienie drzewa.
Po chwili zadumy nad
trudnym losem sympatycznych kasztanowców, atakowanych przez swego motylego
prześladowcę (który, przybywając z południa Europy, błyskawicznie
rozprzestrzenił się w Polsce na przełomie XX i XXI wieku), ruszamy do kolejnej
pobliskiej atrakcji – głębokiego starego kamieniołomu wapienia koło miejscowości
Sygontka. Dalej, po wdrapaniu się stromym zboczem kamieniołomu na szczyt, mamy
możliwość obserwacji okolicy we wszystkich kierunkach. Nie namyślając się zbyt
długo, ruszamy w kierunku smażalni ryb pod lasem. Warto bowiem skorzystać z
lokalnej oferty i zamówić sobie grillowanego pstrąga z tutejszych stawów. Po
takiej uczcie, czując nadal „niebo w gębie”, można ruszyć przez las dalej.
Łudziliśmy się nadzieją
na uzbieranie choćby garści grzybów, jednak okazy spotkane po drodze nie nadawały się do spożycia. Były za to
bardzo fotogeniczne - jak to muchomory. Taka sytuacja szybko poprawiła nam
humory! Bardzo zadowoleni z przebiegu
wędrówki, dochodzimy do położonych w środku lasu stawów „Krasianów”, a tam
cisza i spokojna tafla wody, po której wiosłuje sobie cała rodzina łabędzi
niemych. Takim to dobrze! My jednak musimy utrzymać dobre tempo marszu, dlatego
po obfotografowaniu wszystkich większych atrakcji, ruszamy dalej. Prowadzą nas
piękne leśne aleje – impuls do uchwycenia obiektywem aparatu tradycyjnego
„motywu drogi”. Prowadź nas drogo, a bystro, bo punktualny pociąg linii
kielecko – częstochowskiej nie będzie czekał na maruderów! Gdybyż tak rozkład
jazdy stacji Julianka obfitował częstszymi odjazdami, byłoby łatwiej zaplanować
i zrealizować przyjemną wycieczkę. Z drugiej strony grzechem byłoby też
narzekać – wszak godzinka spędzona nad michą świeżej, lokalnej rybki, nijak nie
może być uznana za stratę czasu. Nieprzesadnie mocno wyciągając nogi,
zostawiamy za sobą najładniejsze motywy drogi i z dość solidnym zapasem czasu
wchodzimy na peron stacji Julianka. Dziś nie chcemy, by zastał nas mrok. W
łagodnych promieniach słońca wkrótce odjeżdżamy w siną dal …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz