Właśnie mijałem ostatnie chałupy gdy zobaczyłem stojącą kilkadziesiąt kroków dalej samotną zagrodę u rozstaju dróg. Dziurawe dachy pochylonych ze starości budynków powiedziały mi, że gospodarstwo dawno temu zostało opuszczone. Skwar był straszny, plecak ciążył coraz bardziej i nie miałem sił iść dalej więc zdecydowałem, że tam właśnie odpocznę. Dowlokłem się do zabudowań a ponieważ płotu nie było bez przeszkód wszedłem na podwórko.
To był stary nóż z drewnianą rączką, pokryty zaschniętym błotem i kurzem. Ostukałem go o skrzynkę i przetarłem rękawem koszuli. Klinga była mocno pordzewiała a okładki rękojeści ledwo się trzymały na obluzowanych nitach. Zbliżyłem znalezisko do oczu i przyjrzałem się klindze szukając na niej jakiegoś napisu czy puncy. Nic takiego nie znalazłem , natomiast odkryłem, że nóż był kuty i musiał długo pracować bo klinga była mocno zwężona przez wielokrotne ostrzenie. Jego twórcą był pewnie dawno temu jakiś wiejski kowal a użytkownikami chłopska rodzina. Służył ludziom wiele lat a teraz, porzucony i nikomu niepotrzebny rozsypywał się w proch.
Mimo, że siedziałem w cieniu, duchota była okropna. Najmniejszy wiaterek nie rozwiewał nieruchomego powietrza. Oparłem się wygodniej, wyciągnąłem nogi i przymknąłem oczy. Panującą wokół ciszę podkreślało senne brzęczenie pszczół szukających pożytku na białej koniczynie. Trzymając w ręce nóż zacząłem dumać o jego przeszłości. Myśli płynęły coraz swobodniej, aż wreszcie oczami wyobraźni zobaczyłem wnętrze starej kuźni gdzie nóż zrodził się w dymie i ogniu. Wykuły go zręczne ręce starego kowala, którego syn poruszając miarowo miechem podsycał oślepiający żar paleniska. On też po ostygnięciu noża oczyścił go z nagaru, oszlifował, oprawił w dwa kawałki dębowego drewna a w końcu naostrzył na polewanej wodą osełce. Zawinięty w szmatę nóż trafił wraz z innymi do tekturowego pudła a jakiś czas później sprzedano go na targu. Kupił go stary wieśniak i furmanką zawiózł do małej, zagubionej wśród lasów osady. Nóż, ciągle zawinięty w szmatę, zamieszkał w ciemnej szufladzie. Trwało to jakiś czas aż wreszcie został z niej wydobyty i poniesiony w koszyku wraz z okrągłym bochnem chleba i zawiniętą w serwetkę solą do pachnącego sosnową żywicą domu na rozstaju dróg. Tam nóż wykonał swą pierwszą pracę: zaznaczył krzyżem chleb i ukroił z niego parę kromek, które posypane solą zjadło dwoje młodych ludzi – ona w długiej, białej sukni z welonem na głowie a on w czarnym surducie i takichże spodniach. Potem pan młody przyciął nożem gałązki małego jesionu, który wnet posadził na skraju podwórka i dopiero wtedy tłum weselnych gości rozpoczął zabawę. Któż spamięta ile i co pokroił nóż owego wieczoru: było tam i ślubne ciasto i moc chlebów a ile wybornej wędliny, ho ho …
Nóż zamieszkał z młodymi w ich nowym domu i tak zaczęła się jego służba. Dzień w dzień pracował w kuchni, pomagał w polu i obejściu, niejedną kurę i gąskę, ba nawet świnkę niejedną sprawił jak należy. Ciężko pracował ale i gospodarze dbali o niego. Po skończonej robocie gospodyni zawsze przecierała go fartuchem a na noc skórką słoniny, zaś gospodarz regularnie ostrzył go na osełce i wygładzał na szerokim, wojskowym pasie przywiezionym z Ukrainy jako pamiątka z wojny z bolszewikami. Gdy zaczęły przychodzić na świat dzieci gospodarzy nóż witał je zaraz po ich pierwszym krzyku bo to on, wcześniej dobrze wygotowany w przyniesionej ze studni wodzie, przecinał ich pępowiny. Kilka lat później towarzyszył chłopakom w ich wyprawach do pobliskiego lasu i nad strugę srebrzącą się wśród pól. Pomagał im robić łuki i strzały, wycinać z kory łódki a z czasem zmajstrować wędki i oprawiać ryby. Niewdzięcznicy nieraz rzucali nim „do celu” w rosnący na podwórku młody jesion, na szczęście i nóż i drzewo przetrwali to brutalne traktowanie. Co roku pod koniec grudnia dzieciarnia miała wiele uciechy a nóż wiele dodatkowej pracy: oprawiał przyniesioną z lasu choinkę i kroił na świąteczny stół ciasta i mięsiwa. Dobre to były czasy …
Lata płynęły, w domu było zawsze gwarno i wesoło, aż któregoś upalnego września śmiechy umilkły po tym gdy przez wieś przejechały ciężarówki pełne ubranych w szarozielone mundury ludzi z karabinami. Jedna ciężarówka zatrzymała się koło domu gospodarzy. Obcy wypili mleko, zabrali chleb, złapali parę kur i pojechali. Życie toczyło się dalej ale nóż kroił niewiele chleba i mięsa bo rodzina żywiła się przeważnie ziemniakami. Czasami gospodarz zabierał go do lasu gdzie kopał ziemiankę i po kryjomu nosił jedzenie uzbrojonym ludziom, a kiedyś w kilka godzin dorobił nożem kolbę do przyniesionego przez nich karabinu.
Pewnego mglistego poranka gospodarzy obudziło szczekanie psów a zaraz potem na drugim końcu wsi rozległy się gardłowe, rozkazujące krzyki, zawodzenie kobiet i płacz dzieci. Gospodyni wrzuciła nóż do koszyka wraz z kawałkiem chleba i cała rodzina uciekła biegiem do zbawczego lasu. Tam schowali się w przygotowanej zawczasu ziemiance gdzie wkrótce do ich uszu doszedł odległy huk karabinowej salwy. Do domu wrócili dopiero po dwóch dniach i wnet nóż naciął jedliny na osiem trumien, dużych i małych…
Ciężka łapa strachu gniotła rodzinę gospodarzy jeszcze rok a może dwa. Wreszcie któregoś zimowego dnia na zaśnieżonej wiejskiej drodze zachrzęściły gąsienice dwóch czołgów z czerwoną gwiazdą na wieżyczce. Przejechały i zniknęły ale niedługo potem śmiech wrócił i nóż znowu dzielił co grudzień świąteczne specjały. Były i inne radosne okazje jak choćby ta, gdy w domu u sufitów zawisły szklane krople rozjaśniając swym blaskiem wieczorne ciemności. Od tego dnia nóż czasem ciął miedziany drut i choć nieraz trafiał się gruby i twardy, dawał mu radę.
Bielały coraz bardziej głowy gospodarzy a klinga noża stawała się coraz węższa. Dzieci dorastały i jedno po drugim opuszczały rodzinny dom. Jednak za jakiś czas powrócił gwar dziecięcych głosów i powracał w każde święta i wakacje gdy odwiedzały gospodarzy ich wnuki. Jak za dawnych lat nóż dwoił się i troił, żeby wszyscy byli szczęśliwi. I tak to trwało aż do dnia gdy gospodarz po raz ostatni wziął go do ręki. Po południu naostrzył nóż a wieczorem zabił go motocyklista jadący bez świateł wiejską drogą. Na stypie spotkała się cała rodzina a nóż jak zawsze robił swoje, dzieląc jedzenie dla żałobników.
Gospodyni została w domu sama a nóż pomagał jej jak umiał. Nie potrafił jednak osłodzić jej samotności, którą tylko z rzadka przerywały odwiedziny bliskich i znajomych. Stara kobieta nie dała rady sama utrzymać gospodarki i po paru latach z całego inwentarza zostało tylko kilka kur. Pozbawione męskiej ręki budynki niszczały i powoli obracały się w ruinę. Nóż też nie doczekał się porządnego ostrzenia i pracował z coraz większym trudem. Z biegiem lat gospodyni słabła coraz bardziej aż któregoś wieczoru nóż wypadł z jej stygnącej ręki. Kilka dni później po raz ostatni pokroił jedzenie dla dzieci i dorosłych już wnuków gospodarzy. Po stypie został na stole i leżał tam parę lat w zamkniętym na głucho domu. W końcu którejś nocy weszli tam przez wybitą szybę źli ludzie i zabrali wszystko co miało dla nich jakąkolwiek wartość. Nóż też zabrali ale jeden z nich wynosząc go po ciemku do czekającej na podwórku furmanki mocno się nim skaleczył. Tak nóż zemścił się za zły uczynek. Raniony złodziej wyrzucił go z wściekłością w ciemność. Nóż upadł koło starego jesionu. Przykrywał go śnieg, moczył deszcz i paliło słońce. Długo to trwało aż któregoś letniego, upalnego dnia znalazł go włóczęga odpoczywający w cieniu drzewa …
Oprzytomniałem. Nie wiedziałem co się ze mną działo: zamyśliłem się czy może zdrzemnąłem? Ta historia powstała w mojej wyobraźni czy opowiedział mi ją stary nóż? Nóż, który cały czas trzymałem w ręku. Miałem wielką ochotę zabrać go ze sobą bo jako dzielny weteran zasłużył sobie na lepszy los. Jednak czułem, że jego miejsce jest tutaj, gdzie w służbie człowieka spędził tyle lat. Odłożyłem go z szacunkiem tam gdzie go znalazłem.
Upał zelżał, wiał nieśmiały ale orzeźwiający wietrzyk. Wstałem, założyłem plecak i dociągnąłem paski. Ruszyłem w stronę drogi. Przechodząc koło studni obejrzałem się i ostatni raz spojrzałem na nóż. Ciemny, podłużny przedmiot leżał na ziemi w cieniu starego drzewa…
Wiktor
Lekney
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz