sobota, 12 kwietnia 2014

Opowieść o starym nożu

Żar lał się z nieba. Szedłem zakurzoną i pełną wybojów wiejską drogą wiodącą pośród szpaleru starych chałup. Miałem wrażenie, że w tej małej, zagubionej wśród lasów osadzie czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Większość domów była drewniana a kilka z nich było krytych pociemniałą ze starości słomianą strzechą. W miejscach, gdzie nadwyrężył ją ząb czasu widniały łaty z pordzewiałej blachy. W ogródkach pyszniły się kolorami malwy i floksy a w cieniu starych owocowych drzew odpoczywały chłopskie furmanki. Przed każdym domem stała wsparta o płot zbita z desek ławka – tradycyjny ośrodek towarzyskich spotkań i pogaduszek. Teraz jednak ławki były puste bo wszyscy pochowali się po chałupach. Nic dziwnego bo słońce było w zenicie i upał stawał się nie do zniesienia. Sklepu we wsi nie było a prosić o wodę chwilowo nie było kogo więc obawiałem się czy jej skromny zapas wystarczy mi do końca znojnego dnia. Postanowiłem póki co poszukać sobie jakiegoś zacienionego miejsca na postój a o wodzie pomyśleć gdy upał minie.

Właśnie mijałem ostatnie chałupy gdy zobaczyłem stojącą kilkadziesiąt kroków dalej samotną zagrodę u rozstaju dróg. Dziurawe dachy pochylonych ze starości budynków powiedziały mi, że gospodarstwo dawno temu zostało opuszczone. Skwar był straszny, plecak ciążył coraz bardziej i nie miałem sił iść dalej więc zdecydowałem, że tam właśnie odpocznę. Dowlokłem się do zabudowań a ponieważ płotu nie było bez przeszkód wszedłem na podwórko.


Po lewej stronie bokiem do drogi stał dom, naprzeciwko niego rozsiadła się stodoła a od strony pól obejście zamykała obora i stary jesion, zapraszający do siebie rozkosznym cieniem. Ruszyłem ku niemu zaglądając po drodze do znajdującej się pośrodku podwórka studni. W świetle latarki zobaczyłem pływające po wodzie paprochy i uznałem, że lepiej z niej nie korzystać. Podszedłem do jesionu i gdy tylko znalazłem się w chłodnym kręgu rzucanego przez niego cienia poczułem wielką ulgę. Zdjąłem plecak, usiadłem pod drzewem na jakiejś skrzynce i oparłem mokre plecy o jego pień. Odpoczywałem przez długą chwilę bez ruchu aż w końcu pragnienie dało znać o sobie. Sięgnąłem po manierkę do plecaka i choć woda była paskudnie ciepła to jednak parę jej łyków bardzo mnie pokrzepiło. Odkładając manierkę na bok poczułem coś twardego pod nogą, co odruchowo odepchnąłem od siebie. Po ziemi poturlał się ciemny, podłużny przedmiot. Schyliłem się i podniosłem go ostrożnie.


To był stary nóż z drewnianą rączką, pokryty zaschniętym błotem i kurzem. Ostukałem go o skrzynkę i przetarłem rękawem koszuli. Klinga była mocno pordzewiała a okładki rękojeści ledwo się trzymały na obluzowanych nitach. Zbliżyłem znalezisko do oczu i przyjrzałem się klindze szukając na niej jakiegoś napisu czy puncy. Nic takiego nie znalazłem , natomiast odkryłem, że nóż był kuty i musiał długo pracować bo klinga była mocno zwężona przez wielokrotne ostrzenie. Jego twórcą był pewnie dawno temu jakiś wiejski kowal a użytkownikami chłopska rodzina. Służył ludziom wiele lat a teraz, porzucony i nikomu niepotrzebny rozsypywał się w proch.

Mimo, że siedziałem w cieniu, duchota była okropna. Najmniejszy wiaterek nie rozwiewał nieruchomego powietrza. Oparłem się wygodniej, wyciągnąłem nogi i przymknąłem oczy. Panującą wokół ciszę podkreślało senne brzęczenie pszczół szukających pożytku na białej koniczynie. Trzymając w ręce nóż zacząłem dumać o jego przeszłości. Myśli płynęły coraz swobodniej, aż wreszcie oczami wyobraźni zobaczyłem wnętrze starej kuźni gdzie nóż zrodził się w dymie i ogniu. Wykuły go zręczne ręce starego kowala, którego syn poruszając miarowo miechem podsycał oślepiający żar paleniska. On też po ostygnięciu noża oczyścił go z nagaru, oszlifował, oprawił w dwa kawałki dębowego drewna a w końcu naostrzył na polewanej wodą osełce. Zawinięty w szmatę nóż trafił wraz z innymi do tekturowego pudła a jakiś czas później sprzedano go na targu. Kupił go stary wieśniak i furmanką zawiózł do małej, zagubionej wśród lasów osady. Nóż, ciągle zawinięty w szmatę, zamieszkał w ciemnej szufladzie. Trwało to jakiś czas aż wreszcie został z niej wydobyty i poniesiony w koszyku wraz z okrągłym bochnem chleba i zawiniętą w serwetkę solą do pachnącego sosnową żywicą domu na rozstaju dróg. Tam nóż wykonał swą pierwszą pracę: zaznaczył krzyżem chleb i ukroił z niego parę kromek, które posypane solą zjadło dwoje młodych ludzi – ona w długiej, białej sukni z welonem na głowie a on w czarnym surducie i takichże spodniach. Potem pan młody przyciął nożem gałązki małego jesionu, który wnet posadził na skraju podwórka i dopiero wtedy tłum weselnych gości rozpoczął zabawę. Któż spamięta ile i co pokroił nóż owego wieczoru: było tam i ślubne ciasto i moc chlebów a ile wybornej wędliny, ho ho …

Nóż zamieszkał z młodymi w ich nowym domu i tak zaczęła się jego służba. Dzień w dzień pracował w kuchni, pomagał w polu i obejściu, niejedną kurę i gąskę, ba nawet świnkę niejedną sprawił jak należy. Ciężko pracował ale i gospodarze dbali o niego. Po skończonej robocie gospodyni zawsze przecierała go fartuchem a na noc skórką słoniny, zaś gospodarz regularnie ostrzył go na osełce i wygładzał na szerokim, wojskowym pasie przywiezionym z Ukrainy jako pamiątka z wojny z bolszewikami. Gdy zaczęły przychodzić na świat dzieci gospodarzy nóż witał je zaraz po ich pierwszym krzyku bo to on, wcześniej dobrze wygotowany w przyniesionej ze studni wodzie, przecinał ich pępowiny. Kilka lat później towarzyszył chłopakom w ich wyprawach do pobliskiego lasu i nad strugę srebrzącą się wśród pól. Pomagał im robić łuki i strzały, wycinać z kory łódki a z czasem zmajstrować wędki i oprawiać ryby. Niewdzięcznicy nieraz rzucali nim „do celu” w rosnący na podwórku młody jesion, na szczęście i nóż i drzewo przetrwali to brutalne traktowanie. Co roku pod koniec grudnia dzieciarnia miała wiele uciechy a nóż wiele dodatkowej pracy: oprawiał przyniesioną z lasu choinkę i kroił na świąteczny stół ciasta i mięsiwa. Dobre to były czasy …

Lata płynęły, w domu było zawsze gwarno i wesoło, aż któregoś upalnego września śmiechy umilkły po tym gdy przez wieś przejechały ciężarówki pełne ubranych w szarozielone mundury ludzi z karabinami. Jedna ciężarówka zatrzymała się koło domu gospodarzy. Obcy wypili mleko, zabrali chleb, złapali parę kur i pojechali. Życie toczyło się dalej ale nóż kroił niewiele chleba i mięsa bo rodzina żywiła się przeważnie ziemniakami. Czasami gospodarz zabierał go do lasu gdzie kopał ziemiankę i po kryjomu nosił jedzenie uzbrojonym ludziom, a kiedyś w kilka godzin dorobił nożem kolbę do przyniesionego przez nich karabinu.

Pewnego mglistego poranka gospodarzy obudziło szczekanie psów a zaraz potem na drugim końcu wsi rozległy się gardłowe, rozkazujące krzyki, zawodzenie kobiet i płacz dzieci. Gospodyni wrzuciła nóż do koszyka wraz z kawałkiem chleba i cała rodzina uciekła biegiem do zbawczego lasu. Tam schowali się w przygotowanej zawczasu ziemiance gdzie wkrótce do ich uszu doszedł odległy huk karabinowej salwy. Do domu wrócili dopiero po dwóch dniach i wnet nóż naciął jedliny na osiem trumien, dużych i małych…

Ciężka łapa strachu gniotła rodzinę gospodarzy jeszcze rok a może dwa. Wreszcie któregoś zimowego dnia na zaśnieżonej wiejskiej drodze zachrzęściły gąsienice dwóch czołgów z czerwoną gwiazdą na wieżyczce. Przejechały i zniknęły ale niedługo potem śmiech wrócił i nóż znowu dzielił co grudzień świąteczne specjały. Były i inne radosne okazje jak  choćby ta, gdy w domu u sufitów zawisły szklane krople rozjaśniając swym blaskiem wieczorne ciemności. Od tego dnia nóż czasem ciął miedziany drut i choć nieraz trafiał się gruby i twardy, dawał mu radę.

Bielały coraz bardziej głowy gospodarzy a klinga noża stawała się coraz węższa. Dzieci dorastały i jedno po drugim opuszczały rodzinny dom. Jednak za jakiś czas powrócił gwar dziecięcych głosów i powracał w każde święta i wakacje gdy odwiedzały gospodarzy ich wnuki. Jak za dawnych lat nóż dwoił się i troił, żeby wszyscy byli szczęśliwi. I tak to trwało aż do dnia gdy gospodarz po raz ostatni wziął go do ręki. Po południu naostrzył nóż a wieczorem zabił go motocyklista jadący bez świateł wiejską drogą. Na stypie spotkała się cała rodzina a nóż jak zawsze robił swoje, dzieląc jedzenie dla żałobników.

Gospodyni została w domu sama a nóż pomagał jej jak umiał. Nie potrafił jednak osłodzić jej samotności, którą tylko z rzadka przerywały odwiedziny bliskich i znajomych. Stara kobieta nie dała rady sama utrzymać gospodarki i po paru latach z całego inwentarza zostało tylko kilka kur. Pozbawione męskiej ręki budynki niszczały i powoli obracały się w ruinę. Nóż też nie doczekał się porządnego ostrzenia i pracował z coraz większym trudem. Z biegiem lat gospodyni słabła coraz bardziej aż któregoś wieczoru nóż wypadł z jej stygnącej ręki. Kilka dni później po raz ostatni pokroił jedzenie dla dzieci i dorosłych już wnuków gospodarzy. Po stypie został na stole i leżał tam parę lat w zamkniętym na głucho domu. W końcu którejś nocy weszli tam przez wybitą szybę źli ludzie i zabrali wszystko co miało dla nich jakąkolwiek wartość. Nóż też zabrali ale jeden z nich wynosząc go po ciemku do czekającej na podwórku furmanki mocno się nim skaleczył. Tak nóż zemścił się za zły uczynek. Raniony złodziej wyrzucił go z wściekłością w ciemność. Nóż upadł koło starego jesionu. Przykrywał go śnieg, moczył deszcz i paliło słońce. Długo to trwało aż któregoś letniego, upalnego dnia znalazł go włóczęga odpoczywający w cieniu drzewa …

Oprzytomniałem. Nie wiedziałem co się ze mną działo: zamyśliłem się czy może zdrzemnąłem? Ta historia powstała w mojej wyobraźni czy opowiedział mi ją stary nóż? Nóż, który cały czas trzymałem w ręku. Miałem wielką ochotę zabrać go ze sobą bo jako dzielny weteran zasłużył sobie na lepszy los. Jednak czułem, że jego miejsce jest tutaj, gdzie w służbie człowieka spędził tyle lat. Odłożyłem go z szacunkiem tam gdzie go znalazłem.

Upał zelżał, wiał nieśmiały ale orzeźwiający wietrzyk. Wstałem, założyłem plecak i dociągnąłem paski. Ruszyłem w stronę drogi. Przechodząc koło studni obejrzałem się i ostatni raz spojrzałem na nóż. Ciemny, podłużny przedmiot leżał na ziemi w cieniu starego drzewa…


Wiktor Lekney

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz