Osnute
na tle prawdziwych wydarzeń.
- Jak pan myśli, kto my jesteśmy i skąd
wracamy?
Nie czekając na odpowiedź sam jej
udzielił:
- Z kryminału wracamy, cośmy w nim
długie lata siedzieli. Ja jednego gościa na śmierć zatłukłem, a oni też nie
aniołki.
A po chwili dodał:
- Jesteśmy bandziorami …
Powiedział to ni to z goryczą, ni to z
groźbą.
Przyznam, że zdenerwowałem się na dobre,
ale mimo to starałem się nadać mojemu głosowi normalne brzmienie:
- Dla mnie jesteście po prostu ludźmi, a
jeśli skądś wracacie, to znaczy, że wracacie do domu.
Zapadła cisza. Cała czwórka zrobiła
niewyraźne miny. Zaczęli się kręcić, mrugać oczami, pochylać głowy, jeden ukrył
twarz w dłoniach. Patrzyłem na nich osłupiały, bo nie spodziewałem się takiej
reakcji. Uspokoili się po dobrej chwili, i siedzieli w milczeniu, jakby
wstydząc się samych siebie. W końcu znów odezwał się ich „szef”:
- Po ludzku nas pan potraktował i o domu
rodzinnym przypomniał. Może jest dla nas jakaś nadzieja.
Tak zaczęła się
jedna z najniezwyklejszych i najważniejszych podróży w moim życiu. Czterech
twardych i hardych kryminalistów przez sześć godzin zwierzało się wątłemu
studentowi ze swojej przeszłości, wszystkich swoich obaw, marzeń i planów na
przyszłość. Byli wprost głodni rozmowy, a ja byłem dla nich pierwszym
człowiekiem z normalnego, „wolnościowego” świata. Dosłownie wyspowiadali się
przede mną, i oczekiwali o ile nie rozgrzeszenia, to przynajmniej zrozumienia.
To nie byli z gruntu źli ludzie, zresztą tylko jeden z nich był recydywistą. Z
rozmów z nimi dowiedziałem się więcej o ciemnej stronie ludzkiej egzystencji,
niż przez całe moje dotychczasowe życie. Po raz kolejny przekonałem się, że
czarno-białe osądy są zwykle niesprawiedliwe. Nic nie jest takie proste i
jednoznaczne, jak nam się wydaje.
- Po co ja co wtedy wziąłem nóż ???
Dziwnie było mi to słyszeć, bo od
dzieciństwa nie rozstawałem się z nożem, który traktowałem jak talizman.
Rozmawialiśmy
z moimi nowymi znajomymi całą drogę, aż wreszcie nadszedł czas rozstania.
Pożegnałem się z nimi serdecznie i życzyłem wszystkiego najlepszego w nowym
życiu. Czterech wyrzutków, czy raczej nieszczęśników uściskało mnie tak, że mi
żebra trzeszczały. Wysiadłem na stacji i dopóki pociąg nie odjechał stałem na
peronie z uniesioną ręką. Oni, wychyleni przez okna też machali mi rękami jak
szaleni i na cały uśpiony dworzec wykrzykiwali słowa pożegnania. Pociąg ruszył,
i wtedy „szef” wychylił się z okna jeszcze bardziej i zawołał:
- Dziękujemy!
Ten okrzyk długo dźwięczał mi w uszach,
i jest dla mnie najmilszą pamiątką z tego dziwnego spotkania.
Moje
miasto jest duże, ale drugorzędny dworzec, na którym wysiadłem jest niewielki i położony na uboczu. Cała
okolica tonęła w ciemnościach, a przed sobą miałem kwadrans marszu przez
okolicę, w której nocą rządzi tak zwany element. Z nożem w kieszeni czułem się
jednak bezpiecznie i raźno pomaszerowałem w mrok. Rozmyślałem o moich znajomych
z pociągu i w pewnym momencie naszła mnie myśl
tak porażająca, że stanąłem jak wryty. A co będzie, jeśli ktoś mnie zaatakuje a
ja go zabiję nożem, jak „szef”? Czeka mnie sąd, a potem kto wie - może pójdę do
więzienia? Przecież tak jak on miałem życie przed sobą, i na mnie też czekała
dziewczyna. Ogarnęło mnie takie przerażenie, że zacząłem biec. Dotarłem
szczęśliwie do domu mojej dziewczyny. Od tego dnia nie mogłem jednak uwolnić
się od myśli, że ratując nożem swoje życie mogę je zarazem stracić.
Parę lat temu zostałem napadnięty
wieczorową porą w odludnym miejscu. Napastnik był jeden, ale wielki jak szafa i
nabuzowany agresją. W starciu z nim nie miałem szans, a uciec nie mogłem, bo w
wyniku wypadku samochodowego nie mogę biec tak szybko, jak wtedy z dworca.
Miałem jednak w kieszeni nóż, jak zawsze. W sytuacji krańcowego zagrożenia
zapomniałem o swoich obawach w kwestii użycia go jako broni. Nie było czasu na
rozważanie, czym mi to grozi, gdy w grę wchodziło moje zdrowie i życie.
Bandzior szedł na mnie jak czołg, gdy tuż przed nieuchronnym zwarciem
„zaprezentowałem” mu nóż. Chwila, gdy go zobaczył i usłyszał metaliczny trzask
otwieranej klingi pozostanie mi w pamięci równie mocno, jak wspomnienie
spotkania czterech kryminalistów w pociągu. Oprych stanął jak wryty, ręce
wzniesione do zadania ciosu opadły, a w jego oczach ujrzałem prawdziwie
szczurzy strach. Odwrócił się na pięcie i uciekł.
***
Opowiedziałem Ci
dwie historie. W jednej z nich nóż przyniósł śmierć, w drugiej uratował życie.
W której roli wystąpi - zależy od tego, kto go trzyma w ręku. Dlatego to
niezwykłe narzędzie nie może należeć tylko do złoczyńców.
Wiktor Lekney
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz