… czyli endemity i relikty przyrody północnej Jury Krakowsko-Częstochowskiej
Na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej możemy natknąć się na
prawdziwe rarytasy świata roślin i zwierząt. Ten artykuł dotyczy dwóch grup
takich skarbów przyrody: endemitów, czyli organizmów ograniczonych w swoim
występowaniu tylko do określonego, niewielkiego regionu oraz reliktów, czyli
organizmów z dawnych epok geologicznych, które ocalały w tzw. ostojach –
niewielkich pozostałościach wcześniejszego rozległego zasięgu. Co ciekawe, dwa
z opisanych poniżej gatunków: przytulia krakowska i warzucha polska występują
wyłącznie w Polsce.
Onegdaj, w końcu dwudziestego wieku, żył sobie w źródle położonym w okolicach Złotego Potoku wypławek alpejski (Crenobia alpina). To maleństwo, należące do prymitywnej grupy zwierząt – płazińców – wymaga krystalicznie czystych, chłodnych źródeł o prawie niezmiennej w ciągu roku temperaturze. Niestety na północnym krańcu Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej gatunek ten dokonał już swego żywota, po trwającym z górą 10 tysięcy lat bytowaniu od ustąpienia lodowca do „naszych” czasów. Nasuwa się pytanie: komu to zwierzątko przeszkadzało!? Może wyginęło przez turystów, a może rowerzystów, czy też wegetarianów? Niekoniecznie. Wszystko wskazuje na to, że ten przesympatyczny - przynajmniej dla autora - „robal” wyginął z powodu suszy, jaka panowała w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Czy ta susza była spowodowana tylko czynnikami naturalnymi, czy również wpływem cywilizacji ludzkiej, to już inna sprawa. Teraz nie pora płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się: wypławek alpejski wyginął doszczętnie na obszarze północnej Jury. A występował tu w jednym tylko Źródle Zygmunta, a dokładniej w jego górnym wypływie.
Ten wypławek sprawiał wrażenie specyficznego „ducha źródeł” , w których żył. A to z powodu wyglądu: mała, jednocentymetrowa postać wyposażona w parę nieproporcjonalnie olbrzymich oczu i wręcz diabelskie rogi (czułki) na głowie. Kiedy więc w połowie lat osiemdziesiątych górny wypływ źródła wysechł, można było już tylko liczyć na cud. Cud jednak – jak to przeważnie bywa – się nie zdarzył. Obecnie, mimo że woda już od wielu lat do górnego wypływu wróciła i nadal jest krystaliczna, to jednak utraciła swojego pradawnego mieszkańca
Kolejny przykład ginącego gatunku,
który występuje nadal w Polsce, ale wyginął „u nas”, na północnej Jurze: chodzi
o roślinę – warzuchę polską (Cochlearia
polonica). Jest ona endemitem wywodzącym swój ród ze źródeł rzeczki Białej
koło Olkusza, mającej swój początek w
piaskach Pustyni Błędowskiej. Z powodu eksploatacji piasku do celów górniczych
nastąpiło osuszenie tych terenów, w wyniku czego naturalne stanowisko warzuchy
zanikło. Jednak zanim to nastąpiło, została
ona introdukowana, czyli celowo przeniesiona przez naukowców w latach
siedemdziesiątych ubiegłego wieku na zastępcze stanowiska, między innymi do
wspomnianej na początku artykułu niegdysiejszej ostoi wypławka alpejskiego - źródliska Zygmunta. Populacja roślin tego
gatunku utrzymywała się tu przez lata w ilości kilkunastu do kilkudziesięciu
osobników. Jednak z powodu zbyt silnego zacienienia stanowiska warzucha stopniowo zanikała, choć jeszcze przed kilkoma laty
można było dostrzec nieliczne okazy. Latem roku 2015 nie dostrzegłem już ani
jednego egzemplarza …
Inny zaginiony skarb regionu to podejźrzon księżycowy, po
łacinie Botrychium lunaria. Ta mała
prapaproć, o wyglądzie przypominającym archaiczne psylofity - pierwsze w historii Ziemi rośliny żyjące na
lądzie - intryguje zarówno swoją nazwą, jak też zagadką swoich współczesnych losów. Pierwsze
wzmianki o występowaniu tej rośliny na terenie północnej Jury podali
NATURALIŚCI (to jest nazwa !, a nie jakiś tam biolog, czy ekolog) w
sprawozdaniu ze swojej prześwietnej podróży badawczej przez Wyżynę
Krakowsko-Częstochowską, dokonanej w połowie XIX wieku. Owi badacze: Waga,
Stronczyński, Taczanowski, w swym zapędzie poznawania przyrody kraju dotarli
też do Olsztyna i Złotego Potoku i o naszym tajemniczym podejźrzonie pisali
tak: „a za skałami,
błądząc po gęstych lasach, spotyka się ciekawe z różnych rodzin gatunki: …
Botrychium lunaria” *).
Ostatnio odnotowano go w
latach siedemdziesiątych XX wieku w lasach w okolicach Olsztyna i Złotego
Potoku. Ja - mimo intensywnych poszukiwań - dotychczas nie mogę go wypatrzeć,
właśnie PODEJRZEĆ (staropolskie podejźrzeć), tak więc pozostaje zagadką czy na
tym terenie podejźrzon istnieje czy już wyginął.
Jak dotąd pisałem o organizmach, które na północnej Jurze
wyginęły lub od dawna ich nie potwierdzono. Jednak zgodnie z tytułem artykułu znajdziemy
tu gatunki, które pomimo wszystko trwają, choć na bardzo ograniczonym terenie.
Przykładem jest przytulia krakowska (Galium
cracoviense). Nosi miano „krakowska” od szeroko rozumianej Wyżyny
Krakowskiej, której kręgosłupem jest Jura. Jednak nie spotkamy jej na całej
Jurze, jest to bowiem endemit rosnący
tylko i wyłącznie na skałach w okolicy Góry Zamkowej w podczęstochowskim
Olsztynie.
Wapienne olsztyńskie skały (foto: J. Jurajski) |
Skromnych dość rozmiarów
ta roślina należy do rodziny marzanowatych. Jak się okazuje - na podstawie
badań genetycznych - najbliższy jej krewniak żyje na ... wyspie bałtyckiej
Őland, u wybrzeży Szwecji.
Przytulia
krakowska (foto: J. Jurajski)
|
Na przytulii dobre wieści się nie kończą. Otóż ubiegłego
lata przytrafiło mi się ciekawe odkrycie. Na brzegu wysychającego jeziorka
krasowego w Kusiętach zauważyłem coś, co przykuło mój wzrok, bo nie pasowało do
całokształtu otaczającej mnie przyrody.
Jeziorko krasowe w Kusiętach (foto: J. Jurajski) |
Przeczucie mnie nie zawiodło: okazało się, że to było sitowie
korzenioczepne (Scirpus radicans). Niby
nic szczególnego, ot taki sobie badyl. Jednak po przejrzeniu fachowej
literatury okazało się, że ten „badyl” był stwierdzony w okolicach Częstochowy,
a konkretnie na bagiennych brzegach Stradomki tylko raz, około roku 1880 przez
botanika, a zarazem aptekarza, Ferdynanda Karo. Mija więc 135 lat i dopiero
teraz drugiemu badaczowi znów udało się zauważyć tę roślinę, choć na innym
stanowisku.
Sitowie korzenioczepne (foto: J. Jurajski) |
W ten sposób jesteśmy świadkami nieustających zmian w
przyrodzie Jury: trwania jednych gatunków przyrody ożywionej, ekspansji innych,
a zanikania kolejnych.
Jako pierwszy potwierdziłem
występowanie sitowia korzenioczepnego w okolicach Częstochowy ale też, jak mi wiadomo, byłem ostatnim, który
obserwował niedobitki wypławka alpejskiego przy dolnym wypływie Źródła
Zygmunta, gdy górny był już wyschnięty.
Dawno temu, przez eony lat, na terenie mórz jurajskich osadzały
się wapienne skorupy żyjących w nich organizmów, potem utworzone z nich góry
wypiętrzały się, a następnie podlegały procesom erozji w wyniku oddziaływania
czynników atmosferycznych. Potem przychodziły i cofały się lodowce, kształtując
dzisiejsze krajobrazy Jury Krakowsko-Częstochowskiej, a jeszcze później pojawiło
się na tym terenie sitowie korzenioczepne, które nadal trwa oraz wypławek alpejski,
który wyginął. Ja, skromny badacz (NATURALISTA!) miałem szczęście zauważyć i odnotować
drobny fragment tego odwiecznego cyklu trwania i przemijania.
Naturalista na
tropach tajemnic jurajskiej przyrody (foto: J. Jurajski)
|
Za kolejne eony lat gwiezdny pył z eksplozji jakiejś
supernowej poniesie atomy jurajskich skał, wód i organizmów (łącznie z
Naturalistą oczywiście!) w niezmierzone otchłanie kosmosu, gdzie staną się
budulcem nowych światów. Wierzę, że tak będzie!
Z tą wiarą zapraszam Cię drogi czytelniku na ciekawe
wędrówki po jurajskich bezdrożach, w poszukiwaniu przyrodniczych (i nie tylko!)
wrażeń najwyższego lotu. Nie odkładaj ich na później, bo jak mawiał poeta:
„Hej użyjmy żywota,
Wszak żyjem tylko raz.
Niechaj ta czara złota
Nie próżno wabi nas!”
A teraz – pamiętając o kruchości istnienia - muzyka!
Hijo de la Luna :
Ulotne piękno
jurajskiego zmierzchu (foto: J. Jurajski)
|
*) Antoni Waga,
Kazimierz Stronczyński, Władysław Taczanowski.
Sprawozdanie z podróży naturalistów odbytej w r. 1854 do
Ojcowa, Biblioteka Warszawska, 1857
Jurek Jurajski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz