Na pewno każdy z Was wie, co wydarzyło się w
Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej 26
kwietnia 1986 roku o godzinie 1:23 w nocy. Tych, którzy nie wiedzą odsyłam do
innych źródeł. Tu chciałbym jedynie zdać relację z mojej wycieczki do Strefy Wykluczenia
wokół Czarnobylskiej Elektrowni
Atomowej. O wyjeździe myślałem od kilku
lat, jednak dopiero w tym roku, dzięki specjalistycznemu
biuru podróży, udało mi się ten pomysł
zrealizować.
28 września 2016 roku o godzinie 20:00 ze spakowanym plecakiem i oczywiście torbą
fotograficzną stawiłem się pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, skąd wraz z
resztą wycieczki (łącznie 32 osoby) wyjechaliśmy w kierunku wschodniej granicy.
Przejazd przez Polskę upłynął na rozmowach i integracji z innymi uczestnikami wycieczki :-) . Po
kontroli granicznej i przestawieniu zegarków o 1 godzinę „do przodu”
wjechaliśmy na teren Ukrainy. Uderzyły mnie przede wszystkim ogromne puste
przestrzenie, ciągnące się kilometrami pola uprawne, łąki, lasy itp. Ruch
drogowy na głównej trasie w kierunku Kijowa nie był duży, więc szybko dojechaliśmy do granicy Strefy. Po
drodze dosiadł do nas ukraiński przewodnik – Wołodja. Na granicy Zony
przeszliśmy kolejną kontrolę paszportów (żeby wjechać do Strefy niezbędna jest
specjalna przepustka), po czym wjechaliśmy do Strefy Wykluczenia. W
międzyczasie każdy uczestnik wycieczki dostał do podpisania oświadczenie, że
zapoznał się z regulaminem Strefy.
Udało mi się także wypożyczyć od organizatorów wycieczki licznik Geigera, który dodatkowo pozwolił
mi „wczuć się” w klimat Strefy.
Początkowo nie było widać nic szczególnego – drogi
prawie takie same jak w reszcie Ukrainy, niektóre może w nieco gorszym stanie, sporo lasów, przeważnie sosnowych i ani
jednego człowieka. Po krótkiej jeździe przez Strefę dotarliśmy do miasta
Czarnobyl. Powitała nas oryginalna tablica z nazwą miasta i wiele opuszczonych
budynków. Udało się nam zobaczyć jedyną w Strefie czynną cerkiew, miejsce
pamięci wraz z tablicami wysiedlonych - zarówno na terenie Ukrainy jak i
Białorusi - miast i wsi. Należy też
wspomnieć że w mieście Czarnobyl normalnie mieszkają ludzie: naukowcy oraz
pracownicy Strefy. Po krótkiej wizycie w Czarnobylu przejechaliśmy przez
kolejny punkt kontrolny, gdzie dosiedli do nas strażnicy Strefy i udaliśmy się
w kierunku słynnego Oka Moskwy, znanego też jako Czarnobyl 2. Jest to radar
pozahoryzontalny, służący niegdyś do ostrzegania przed wystrzelonymi w kierunku
Związku Radzieckiego rakietami balistycznymi. Konstrukcja radaru jest
ogromna i robi niesamowite wrażenie. Ciekawostką - jak mówił nam przewodnik -
jest to, że jeden taki radar wraz ze wszystkimi instalacjami, kosztował mniej
więcej 3 razy tyle co cała elektrownia atomowa. Radar po katastrofie został
wyłączony, by ochronić go przed promieniowaniem. Ostatecznie zakończył pracę w
1988 roku. W czasach gdy Oko Moskwy „patrzyło”, cały kompleks był ściśle tajny
i chroniony przez znaczne siły wojskowe, a oficjalnie na mapach zaznaczony był
tam obóz pionierski.
Kolejnym przystankiem na naszej wycieczce po Strefie
Wykluczenia była Czarnobylska Elektrownia Atomowa. Niestety – poza sarkofagiem
- nie wolno jej fotografować. Duże
wrażenie robi widok obu sarkofagów, zwłaszcza ogrom nowego, którym niebawem zostanie przykryty stary. W pobliżu
elektrowni mieszczą się ponadto dwa pomniki : w pobliżu kanałów wodnych pomnik
Prometeusza (wcześniej stojący w Prypeci), wraz z tablicami pamiątkowymi ofiar
katastrofy, oraz – pod samą bramą elektrowni – pomnik Likwidatorów czyli ludzi
usuwających skutki katastrofy. Poza tym można było obejrzeć z daleka niedokończoną budowę V i VI bloku elektrowni,
których budowę przerwano po katastrofie. Gdyby zostały ukończone, Czarnobylska
Elektrownia Atomowa byłaby największym tego typu obiektem na świecie. Dodatkową
atrakcją było karmienie ogromnych sumów pływających w kanałach wody chłodzącej
reaktory. Ryby te bardzo chętnie „pozowały” do zdjęć :-) Trudno się zresztą
dziwić – jestem pewien, że nikt nigdy nawet nie próbował ich łowić.
Po odjeździe spod elektrowni przyszedł czas na
odwiedzenie przysłowiowego gwoździa programu – opuszczonego miasta Prypeć. Po krótkim postoju przy tablicy „Prypeć 1970”
wjechaliśmy do miasta.
Naszym oczom ukazała się przede wszystkim ogromna
ilość roślinności – drzew, krzewów, traw itp. W wielu miejscach problemem było przez
jej bujność dostrzec budynki. Według mnie za kilkanaście lat nie będzie już po
co przyjeżdżać do Prypeci: miasto, a raczej to, co z niego pozostało, jest
niemal całkowicie opanowane przez naturę, a wiele budynków jest w opłakanym
stanie. Dwupasmowe miejskie ulice zmieniły się w wąskie dróżki, na których nie
mogą się minąć dwa większe samochody. Wiele budynków jest zawalonych, z kolei
inne są w zaskakująco dobrym stanie. W trakcie wycieczki widzieliśmy po kolei:
- Cafe Prypiat i przystań dla statków/wodolotów
wycieczkowych: w latach świetności miasta była to najlepsza kawiarnia, a z przystani regularnie odbywały się rejsy, głównie
do Kijowa.
- szkołę artystyczną (malarską/muzyczną itp.), z
charakterystycznymi mozaikami na elewacji. Nawet teraz pozwalają one docenić kunszt artysty, który
je układał.
- budynek władz miasta oraz Dom Kultury „Energetyk”.
W pierwszym z budynków po katastrofie mieścił się sztab zarządzający akcją
likwidacyjną. Dom Kultury „Energetyk” natomiast stanowił kiedyś jedno z
ulubionych miejsc rozrywki mieszkańców Prypeci. Obecnie to jeden z symboli tego
miasta.
- wesołe miasteczko, ze słynnym „Diabelskim
Młynem”. Nigdy nie zostało ono
uruchomione – wystartować miało 1 maja
1986 roku. Teraz samochodziki z tzw. autodromu i „Diabelski Młyn” stały się
jednymi z najbardziej charakterystycznych symboli Prypeci.
- basen, również będący symbolem opuszczonego
miasta. Ciekawostką jest to, że był on czynny do 1996 roku czyli 10 lat po
katastrofie, służył wtedy pracownikom zarówno Elektrowni, jak i Strefy, oraz
naukowcom prowadzącym badania.
- przedszkole oraz szkołę. W szkołach widać mnóstwo
porzuconych książek, pomocy naukowych, gazetek ściennych itp., w większości
zachowanych w bardzo dobrym stanie. W
przedszkolu rzuca się w oczy sterta porzuconych masek przeciwgazowych (nie mają
one jednak nic wspólnego z katastrofą elektrowni i późniejszą ewakuacją
Prypeci).
- hotel „Polesie”, z dachu którego rozlega się
naprawdę wspaniały widok na Elektrownię oraz opuszczoną Prypeć.
Część budynków jest
mocno zrujnowana i pozbawiona wyposażenia, natomiast w wielu innych miejscach
widać, jakby czas zatrzymał się tam w kwietniu 1986 roku. Z całą pewnością było
to wtedy piękne miasto, w którym ludziom żyło się bardzo dobrze. Zastanawiam
się, co musieli czuć mieszkańcy, którym nakazano pośpieszną ewakuację i
porzucenie dotychczasowego życia… Niepokój
? Strach? Niepewność? Myślę, że w
większości przypadków połączenie tych wszystkich uczuć. Nie chciałbym znaleźć
się na ich miejscu.
W tej chwili promieniowanie w Prypeci nie jest duże,
a przebywanie tam nie spowoduje żadnych szkód na zdrowiu (poza paroma miejscami
o podwyższonym promieniowaniu – tzw. hotspotów). Niestety 30 lat temu nikt nie
wiedział jak rozwinie się sytuacja i właśnie
ta niewiedza była według mnie najgorsza dla wszystkich wysiedlonych
mieszkańców, oraz dla wszystkich innych dotkniętych w mniejszym lub większym
stopniu skutkami katastrofy, oraz ewakuacji, a trzeba pamiętać, że łącznie
przesiedlono ok. 350 tys. osób, w tym ok. 50 tys. z samej Prypeci, a w akcji
likwidacyjnej uczestniczyło ok. pół
miliona ludzi. Każdy spośród tych ludzi
na swój sposób przeżył tą sytuację.
Niezaprzeczalnym faktem jest, że skutki katastrofy
czarnobylskiej zostały przesadnie wyolbrzymione, zwłaszcza przez media i
antyatomowe „ekologiczne” lobby. Tak naprawdę jednak nie była to aż taka
tragedia jak często słychać (niedowiarkom proponuję poczytać obiektywne raporty
o skutkach katastrofy). Niestety w świadomości większości osób wszystko, co
jest związane z energetyką jądrową jest
złe i wywołuje strach.
Po zwiedzeniu Prypeci i poddaniu się obowiązkowej
kontroli dozymetrycznej, pojechaliśmy na obiad do hotelu „Dziesiątka” w
Czarnobylu, a następnie udaliśmy się do Kijowa, ale to już zupełnie inna
historia…
Wiele miejsc w Strefie robi naprawdę spore wrażenie.
Gdybym miał wybierać, co wywarło na mnie największe – bez wątpienia wybrałbym
Diabelski Młyn, oraz samą Elektrownię Atomową.
P.S Czy pojadę tam jeszcze raz ? Też pytanie… :-)
wjazd do Czarnobyla |
jedyna czynna cerkiew w Zonie |
sarkofagi i kanał wody chłodzącej |
hotspot (norma = 5) |
Prypeć |
panorama Prypeci z okna hotelu Polesie |
basen |
sarkofagi |
Tekst
i foto: Psycho
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz