środa, 30 listopada 2016

Czarnobylska Zona



Na pewno każdy z Was wie, co wydarzyło się w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej  26 kwietnia 1986 roku o godzinie 1:23 w nocy. Tych, którzy nie wiedzą odsyłam do innych źródeł. Tu chciałbym jedynie zdać relację z mojej wycieczki do Strefy Wykluczenia wokół  Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej.  O wyjeździe myślałem od kilku lat,  jednak dopiero w tym roku, dzięki specjalistycznemu biuru podróży,  udało mi się ten pomysł zrealizować.

28 września 2016 roku o godzinie 20:00  ze spakowanym plecakiem i oczywiście torbą fotograficzną stawiłem się pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, skąd wraz z resztą wycieczki (łącznie 32 osoby) wyjechaliśmy w kierunku wschodniej granicy. Przejazd przez Polskę upłynął na rozmowach i integracji z  innymi uczestnikami wycieczki :-) . Po kontroli granicznej i przestawieniu zegarków o 1 godzinę „do przodu” wjechaliśmy na teren Ukrainy. Uderzyły mnie przede wszystkim ogromne puste przestrzenie, ciągnące się kilometrami pola uprawne, łąki, lasy itp. Ruch drogowy na głównej trasie w kierunku Kijowa nie był duży, więc  szybko dojechaliśmy do granicy Strefy. Po drodze dosiadł do nas ukraiński przewodnik – Wołodja. Na granicy Zony przeszliśmy kolejną kontrolę paszportów (żeby wjechać do Strefy niezbędna jest specjalna przepustka), po czym wjechaliśmy do Strefy Wykluczenia. W międzyczasie każdy uczestnik wycieczki dostał do podpisania oświadczenie, że zapoznał się z regulaminem Strefy.

Udało mi się także wypożyczyć od organizatorów wycieczki licznik Geigera, który dodatkowo pozwolił mi „wczuć się” w klimat Strefy.

Początkowo nie było widać nic szczególnego – drogi prawie takie same jak w reszcie Ukrainy, niektóre może w nieco gorszym stanie,  sporo lasów, przeważnie sosnowych i ani jednego człowieka. Po krótkiej jeździe przez Strefę dotarliśmy do miasta Czarnobyl. Powitała nas oryginalna tablica z nazwą miasta i wiele opuszczonych budynków. Udało się nam zobaczyć jedyną w Strefie czynną cerkiew, miejsce pamięci wraz z tablicami wysiedlonych - zarówno na terenie Ukrainy jak i Białorusi - miast i wsi.  Należy też wspomnieć że w mieście Czarnobyl normalnie mieszkają ludzie: naukowcy oraz pracownicy Strefy. Po krótkiej wizycie w Czarnobylu przejechaliśmy przez kolejny punkt kontrolny, gdzie dosiedli do nas strażnicy Strefy i udaliśmy się w kierunku słynnego Oka Moskwy, znanego też jako Czarnobyl 2. Jest to radar pozahoryzontalny, służący niegdyś do ostrzegania przed wystrzelonymi w kierunku Związku Radzieckiego rakietami balistycznymi. Konstrukcja radaru  jest ogromna i robi niesamowite wrażenie. Ciekawostką - jak mówił nam przewodnik - jest to, że jeden taki radar wraz ze wszystkimi instalacjami, kosztował mniej więcej 3 razy tyle co cała elektrownia atomowa. Radar po katastrofie został wyłączony, by ochronić go przed promieniowaniem. Ostatecznie zakończył pracę w 1988 roku. W czasach gdy Oko Moskwy „patrzyło”, cały kompleks był ściśle tajny i chroniony przez znaczne siły wojskowe, a oficjalnie na mapach zaznaczony był tam obóz pionierski.

Kolejnym przystankiem na naszej wycieczce po Strefie Wykluczenia była Czarnobylska Elektrownia Atomowa. Niestety – poza sarkofagiem - nie wolno jej  fotografować. Duże wrażenie robi widok obu sarkofagów, zwłaszcza ogrom nowego, którym  niebawem zostanie przykryty stary. W pobliżu elektrowni mieszczą się ponadto dwa pomniki : w pobliżu kanałów wodnych pomnik Prometeusza (wcześniej stojący w Prypeci), wraz z tablicami pamiątkowymi ofiar katastrofy, oraz – pod samą bramą elektrowni – pomnik Likwidatorów czyli ludzi usuwających skutki katastrofy. Poza tym można było obejrzeć z daleka  niedokończoną budowę V i VI bloku elektrowni, których budowę przerwano po katastrofie. Gdyby zostały ukończone, Czarnobylska Elektrownia Atomowa byłaby największym tego typu obiektem na świecie. Dodatkową atrakcją było karmienie ogromnych sumów pływających w kanałach wody chłodzącej reaktory. Ryby te bardzo chętnie „pozowały” do zdjęć :-) Trudno się zresztą dziwić – jestem pewien, że nikt nigdy nawet nie próbował ich łowić.

Po odjeździe spod elektrowni przyszedł czas na odwiedzenie przysłowiowego gwoździa programu – opuszczonego miasta Prypeć.  Po krótkim postoju przy tablicy „Prypeć 1970” wjechaliśmy do miasta.
Naszym oczom ukazała się przede wszystkim ogromna ilość roślinności – drzew, krzewów, traw itp. W wielu miejscach problemem było przez jej bujność dostrzec budynki. Według mnie za kilkanaście lat nie będzie już po co przyjeżdżać do Prypeci: miasto, a raczej to, co z niego pozostało, jest niemal całkowicie opanowane przez naturę, a wiele budynków jest w opłakanym stanie. Dwupasmowe miejskie ulice zmieniły się w wąskie dróżki, na których nie mogą się minąć dwa większe samochody. Wiele budynków jest zawalonych, z kolei inne są w zaskakująco dobrym stanie. W trakcie wycieczki widzieliśmy po kolei:

- Cafe Prypiat i przystań dla statków/wodolotów wycieczkowych: w latach świetności miasta była to najlepsza kawiarnia,  a z przystani regularnie odbywały się rejsy, głównie do Kijowa.
- szkołę artystyczną (malarską/muzyczną itp.), z charakterystycznymi mozaikami na elewacji. Nawet teraz  pozwalają one docenić kunszt artysty, który je układał.
- budynek władz miasta oraz Dom Kultury „Energetyk”. W pierwszym z budynków po katastrofie mieścił się sztab zarządzający akcją likwidacyjną. Dom Kultury „Energetyk” natomiast stanowił kiedyś jedno z ulubionych miejsc rozrywki mieszkańców Prypeci. Obecnie to jeden z symboli tego miasta.
- wesołe miasteczko, ze słynnym „Diabelskim Młynem”.  Nigdy nie zostało ono uruchomione – wystartować miało 1  maja 1986 roku. Teraz samochodziki z tzw. autodromu i „Diabelski Młyn” stały się jednymi z najbardziej charakterystycznych symboli Prypeci.
- basen, również będący symbolem opuszczonego miasta. Ciekawostką jest to, że był on czynny do 1996 roku czyli 10 lat po katastrofie, służył wtedy pracownikom zarówno Elektrowni, jak i Strefy, oraz naukowcom prowadzącym badania.
- przedszkole oraz szkołę. W szkołach widać mnóstwo porzuconych książek, pomocy naukowych, gazetek ściennych itp., w większości zachowanych w bardzo dobrym stanie.  W przedszkolu rzuca się w oczy sterta porzuconych masek przeciwgazowych (nie mają one jednak nic wspólnego z katastrofą elektrowni i późniejszą ewakuacją Prypeci).
- hotel „Polesie”, z dachu którego rozlega się naprawdę wspaniały widok na Elektrownię oraz opuszczoną Prypeć.

Część budynków jest mocno zrujnowana i pozbawiona wyposażenia, natomiast w wielu innych miejscach widać, jakby czas zatrzymał się tam w kwietniu 1986 roku. Z całą pewnością było to wtedy piękne miasto, w którym ludziom żyło się bardzo dobrze. Zastanawiam się, co musieli czuć mieszkańcy, którym nakazano pośpieszną ewakuację i porzucenie dotychczasowego życia…  Niepokój ? Strach? Niepewność?  Myślę, że w większości przypadków połączenie tych wszystkich uczuć. Nie chciałbym znaleźć się na ich miejscu.

W tej chwili promieniowanie w Prypeci nie jest duże, a przebywanie tam nie spowoduje żadnych szkód na zdrowiu (poza paroma miejscami o podwyższonym promieniowaniu – tzw. hotspotów). Niestety 30 lat temu nikt nie wiedział jak  rozwinie się sytuacja i właśnie ta niewiedza była według mnie najgorsza dla wszystkich wysiedlonych mieszkańców, oraz dla wszystkich innych dotkniętych w mniejszym lub większym stopniu skutkami katastrofy, oraz ewakuacji, a trzeba pamiętać, że łącznie przesiedlono ok. 350 tys. osób, w tym ok. 50 tys. z samej Prypeci, a w akcji likwidacyjnej  uczestniczyło ok. pół miliona ludzi. Każdy spośród tych ludzi  na swój sposób przeżył tą sytuację.

Niezaprzeczalnym faktem jest, że skutki katastrofy czarnobylskiej zostały przesadnie wyolbrzymione, zwłaszcza przez media i antyatomowe „ekologiczne” lobby. Tak naprawdę jednak nie była to aż taka tragedia jak często słychać (niedowiarkom proponuję poczytać obiektywne raporty o skutkach katastrofy). Niestety w świadomości większości osób wszystko, co jest związane z  energetyką jądrową jest złe i wywołuje strach.

Po zwiedzeniu Prypeci i poddaniu się obowiązkowej kontroli dozymetrycznej, pojechaliśmy na obiad do hotelu „Dziesiątka” w Czarnobylu, a następnie udaliśmy się do Kijowa, ale to już zupełnie inna historia…

Wiele miejsc w Strefie robi naprawdę spore wrażenie. Gdybym miał wybierać, co wywarło na mnie największe – bez wątpienia wybrałbym Diabelski Młyn, oraz samą Elektrownię Atomową. 

P.S Czy pojadę tam jeszcze raz ? Też pytanie… :-)

wjazd do Czarnobyla
jedyna czynna cerkiew w Zonie
tablice z nazwami wysiedlonych miejscowości
"Oko Moskwy"
sarkofagi i kanał wody chłodzącej
hotspot (norma = 5)
Prypeć
panorama Prypeci z okna hotelu Polesie
wesołe miasteczko
basen
klasa szkolna
sarkofagi


Tekst i foto: Psycho

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz