W ciągu wielu lat fascynacji nożami użyłem ich sporą
górkę. Przez cały ten czas szukałem noża idealnego do turystyki w warunkach
polskiej przyrody i … prawa. Poszukiwania te doprowadziły mnie do z pozoru
oczywistego wniosku, że najważniejszym kryterium takiego noża – jak każdego
narzędzia – jest jego użytkowość. Zawiera się w niej przydatność do wykonywania
potrzebnych prac, ergonomia, niezawodność i trwałość.
Aktualnie mam kilkadziesiąt noży, ale gdy trzeba
wybrać jakiś na włóczęgę, jest problem. Ten za mały, tamten za duży i za
ciężki, ten przez wydumany szlif marnie tnie, tego nie da się naostrzyć w
terenie awaryjną osełką z przygodnego materiału bo klinga z kosmicznej stali podda
się tylko diamentom, w tamtym rękojeść jest
wygodna tylko w jednym chwycie, w innym rękojeść ma oplot ze sznurka – patent bardzo
taktyczny, ale w normalnym użytkowaniu mało praktyczny, ówdzie klinga
wykończona nagarem (brut de forge) wprost zaprasza mikrocząstki krojonej
żywności by się wcisnęły w pory stali i zgniły narażając mnie na tak
niepożądane na szlaku problemy żołądkowe – i tak dalej, i tak dalej, i tak
dalej …
Zatęskniłem za normalnym nożem, najlepiej z oldskulowym
traperskim klimatem, bo taki lubię. Do czego miałby mi służyć ? Z powodu
ograniczeń prawnych w Polsce nie można uprawiać prawdziwego surwiwalu, choćby
dlatego, że nie wolno biwakować w lesie – nie przyda się zatem wielki i ciężki
nóż obozowy do budowy szałasu. Polować z łuku, procy czy za pomocą pułapek też
nie wolno, a z dubeltówką ani wędką nie chadzam, więc niepotrzebny mi typowy nóż myśliwski czy wędkarski. Jestem
zwykłym trampem, noża używam na szlaku przede wszystkim do prac kuchennych i
nieskomplikowanej obróbki drewna – głównie przygotowanie paliwa na ognisko.
Krótko mówiąc potrzebowałem noża typu fixed (ze stałą klingą) o uniwersalnym
zastosowaniu i terenowym charakterze.
Trzymając się tych wytycznych zacząłem kreślić projekt noża doskonałego, final cut mojej nożowej
pasji. Przeznaczenie noża decyduje o jego konstrukcji – innymi słowami „to, do
czego ma być nóż decyduje jaki ma być”. Najważniejszym zadaniem mojego noża miało
być cięcie, bo do rąbania służy siekiera. Dlatego po latach eksperymentowania z
różnymi szlifami wróciłem z pokorą do szlifu pełnego płaskiego, jako
najlepszego połączenia dobrych własności tnących i wytrzymałości. Dla dobrego
cięcia porzuciłem też moją ulubioną koncepcję noża z tzw. zapasem mocy czyli po
prostu grubej sztaby z kołkowatym czubkiem. Uznałem, że 3 milimetry grubości klingi
spokojnie wystarczy. Do wydajnego krojenia krawędź tnąca o długości trochę
ponad 11 cm będzie w sam raz, przyda się jej też spory brzuszek. Wbijanie ułatwi
cienki, ale mocny czubek. Materiał klingi: tradycyjna stal rdzewna, niezbyt
wysoko hartowana, co da jej odporność na nadużycie i pozwoli naostrzyć byle
czym. Powierzchnia klingi możliwie gładka, co ułatwia cięcie oraz utrzymanie
jej w czystości i higienie. Rękojeść drewniana, której jelec zagwarantuje
bezpieczeństwo palców, zaokrąglenie krawędzi da wygodny chwyt, a jego pewność załatwi
zwiększająca się w stronę końca rękojeści grubość okładek. Szkielet rękojeści
typu full-tang nada całości konstrukcji maksymalną moc. Do kompletu obowiązkowo
klasyczna, skórzana pochwa.
Teraz pozostało zrealizować projekt. Byłem już
zdecydowany na powierzenie tego zadania jednemu z polskich twórców, gdy buszując
po Sieci odwiedziłem stronę firmy Condor z egzotycznego Salwadoru w środkowej
Ameryce. Condor specjalizuje się w produkcji prostych, solidnych noży, siekier
i maczet przeznaczonych do ciężkiej pracy, a nie do gablotek w domach
zblazowanych kolekcjonerów. Firma nie jest mi obca, bo od paru lat używam ich
noża typu nessmuk.
Wszedłem zatem na stronę
firmy Condor i na samym końcu katalogu znalazłem nóż niezwykle podobny do mojego
ideału !!! Nazywa się Kephart i od mojego projektu różni go głównie oszczepowaty
kształt klingi (spear-point), podczas gdy ja planowałem klingę typu normal
czyli z prostym grzbietem. Podstawowe założenia konstrukcyjne, wymiary i
materiały są dokładnie takie, jak w moim projekcie.
Spodobał mi się „od pierwszego wejrzenia”, ale na
wszelki wypadek poszukałem w Sieci więcej informacji na jego temat. Nie znalazłem
ich zbyt wiele, ale opinie były pozytywne. Przy okazji odkryłem, że w Polsce
nóż jest trudno dostępny i prawie nieznany, bo natrafiłem tylko na jedną dwuzdaniową
ocenę.
Ciekawa jest historia pochodzenia tego noża. Autorem
jego koncepcji jest Horacy Kephart – żyjący na przełomie XIX i XX wieku
amerykański pisarz, podróżnik i myśliwy, pionier woodcraftu, jeden z twórców
parku narodowego w górach Great Smoky na pograniczu stanów
Karolina Północna i Tennessee.
|
Nóż nazwano jego imieniem i produkowano dla
szerokiego grona odbiorców. Ten typ noża jest popularny w USA do dziś i
produkowany nie tylko przez firmy jak Condor czy sławną Bark River, ale także
wyrabiany przez licznych knifemakerów.
|
Muszę przyznać, że zbieżność moich poglądów na temat
noża terenowego z poglądami sławnego pioniera amerykańskiego puszczaństwa sprawiła
mi wielką satysfakcję. Miałem też swoistą gwarancję, że nóż wykonany według jego
koncepcji będzie konstrukcją praktyczną, na czym tak bardzo mi zależało. To
pomogło mi podjąć decyzję. Różnica w budowie Kepharta firmy Condor w porównaniu
do mojego projektu jest niewielka i zdecydowanie akceptowalna, a cena była o
wiele niższa niż za wyrób handmade, więc zamówiłem nóż w jednym z krajowych
sklepów internetowych.
Otrzymałem go już następnego dnia pocztą kurierską. Zaprojektował
go Joe Flowers – znany amerykański przyrodnik, myśliwy i przewodnik. Ze strony internetowej dostawcy wynika, że całkowita
długość noża wynosi 22,5cm, waga 113g (185g z pochwą),
długość klingi wynosi 11,5cm, jej grubość 3mm,
a wysokość 2,4 cm (ten ostatni parametr: pomiar własny). Pokryta czarną
powłoką epoksydową klinga wykonana jest ze stali wysokowęglowej 1075
zahartowanej według producenta do 50-55 HRC w skali Rockwella. Stal ta to dobry materiał na noże użytkowe, bo jest
odporna na wykruszenia i pęknięcia. Rękojeść zrobiono z twardego drewna orzecha
amerykańskiego. Pochwa z grubej, naturalnej skóry jest jednopozycyjna, pozwala
na noszenie noża klasycznie czyli w pionie. Warto
dodać, że materiały użyte w Kepharcie są takie same jak w moim nessmuku, o
którym wcześniej wspomniałem, dlatego wiem, że w nożu terenowym sprawdzają się
bardzo dobrze.
Dzięki prostym, surowym kształtom noża
oraz drewnu na rękojeści i tradycyjnej, skórzanej pochwie całość wygląda bardzo
klimatycznie. Niby nic, a cieszy. Mój egzemplarz wykonany jest poprawnie, a minimalne
niedokładności nadają mu tylko charakteru prawdziwej ręcznej roboty. Pierwsze
wrażenie po wzięciu do ręki: jaki on lekki! Rękojeść mogłaby być odrobinę
bardziej pękata, ale jest wygodna we wszystkich znanych mi chwytach, które w
razie potrzeby można łatwo zmieniać w trakcie pracy. Mimo niewielkiej grubości
klinga budzi zaufanie: ma mocny czubek i solidne ostrze (krawędź tnącą). Spora
grubość krawędzi tnącej jest oczywiście cechą dyskusyjną: teoretycznie zwiększa
opory cięcia, z drugiej strony pozwala bez obaw wykonywać cięższe prace np.
batonowanie drewna czyli przecinanie polana „z przyłożenia” przy użyciu
pobijaka. Na pudełku widnieje ostrzeżenie, że nóż
jest „very sharp”, ale „very” to on nie był. Dodatkowo ostrze wymagało
przeprofilowania, bo mój egzemplarz naostrzono na jakieś 25 stopni, co jest
dobre dla siekiery, a nie noża, który ma przyzwoicie ciąć. Zajął się tym
kolega dysponujący profesjonalnym sprzętem i wieloletnią wprawą. Jak mówił, na
jego wyczucie stal ma twardość co najmniej 55 HRC czyli górną granicę
deklarowaną przez producenta. Dodatkowo wykonał notch, czyli małe wycięcie na
początku krawędzi tnącej, ułatwiające ostrzenie. Jeśli chodzi o pochwę, nóż siedzi w niej bezpiecznie, bo bardzo głęboko - wystaje
tylko 1/3 rękojeści czyli akurat tyle, żeby go bez problemu wyjąć.
Badanie Kepharta „na sucho” wypadło dla niego
pomyślnie. Byłem ciekaw, jak sprawdzi się w praktycznym użytkowaniu. Zacząłem
od prac kuchennych, w tym tak zaawansowanych, że z pewnością nigdy nie zrobię
ich na szlaku, chciałem jednak w pełni sprawdzić przydatność noża w tak ważnej
dziedzinie. Pożyczyłem go zatem na tydzień mojej żonie, jak to już robiłem nieraz
z innymi testowanymi ostrościami. Przez ten czas używała go w kuchni jako
głównego noża. Cięła, kroiła, obierała, skrobała, szatkowała, trybowała mięso
od kości i cięła różne produkty na cienkie plasterki. Efektem tych prac były między
innymi tak skomplikowane w przygotowaniu dania jak boeuf Strogonow, gulasz po
węgiersku czy jajka faszerowane pieczarkami. Ja osobiście ograniczyłem się do
prymitywnych, aczkolwiek przydatnych w terenie podstaw sztuki kulinarnej czyli
krojenia i smarowania chleba, talarkowania kiełbasy, żółtego sera i jajek na
twardo, porcjowania boczku i innego mięsiwa, szatkowania cebuli, obierania
jabłek, no i … to wszystko :-). Aha, sprawiłem i wyfiletowałem
pstrąga, bo choć nie jestem wędkarzem, to i mnie trafi się czasem w terenie ładna
rybka ;-) …
Wszystkie wyżej wymienione czynności wymagają siły i/lub
precyzji, potrzeba więc do nich porządnego noża. Kephart zdał egzamin w kuchni
na piątkę. Spiczasty czubek klingi świetnie nadaje się do precyzyjnych prac np.
wycinanie „oczek” z ziemniaków, pełny płaski szlif zapewnia dobre cięcie, obła rękojeść
ułatwia manewrowanie nożem, a chwyt jest wystarczająco pewny nawet mokrą ręką. Jak
wynika z dotychczasowej eksploatacji, powłoka na klindze jest odporna na ścieranie i dobrze zabezpiecza
ją przed rdzą, jest też śliska i gładka, co zgodnie z moimi założeniami ułatwia
cięcie oraz utrzymanie higieny noża. Rękojeść nie nasiąka specjalnie wodą,
jednak warto od czasu do czasu przetrzeć ją jakimś tłuszczem.
Po testach kuchennych nadszedł czas na wypróbowanie
noża w jego naturalnym środowisku czyli w terenie. Najpierw sprawdziłem, jak
się go nosi. Klasyczna konstrukcja i solidna budowa pochwy nie zawiodła: chodzenie,
bieganie, pochylanie się, kucanie i siedzenie na ziemi z Kephartem u boku jest
wygodne i bezpieczne. Z plecakiem na grzbiecie też jest OK, bo nóż niewiele
wystaje z pochwy i nie przeszkadza we właściwym ułożeniu pasa biodrowego. Zatem
– do boju !
Pierwsze właściwe próby terenowe przeprowadziłem
zimą, przy kilkustopniowym mrozie. Skorzystałem z okazji i pracowałem nożem w
rękawicach i bez nich. Do testów wykorzystałem ocieplane pięciopalczaste rękawiczki
mało znanej firmy Shamp: wierzch wykonany z poliestru, spód elastyn (spandex)
czyli syntetyczny kauczuk. Umożliwiły one bardzo pewny chwyt, w którym
wspomniana wyżej pewna szczupłość rękojeści była zupełnie niewyczuwalna. Bez
rękawiczek też nieźle się pracowało, bo drewniana rękojeść jest „ciepła”.
Okładki obejmują cały jelec, co oprócz poprawy ergonomii zabezpiecza palec
wskazujący przed kontaktem z zimnym metalem. To znakomite rozwiązanie wcale nie
jest takie powszechne, bo wiele noży terenowych ma „goły” jelec – ze wszystkimi
tego kiepskimi konsekwencjami.
Koronną konkurencją Kepharta jest obok zastosowań
kuchennych oczywiście obróbka drewna. W jej zakres wchodzi głównie przygotowanie
paliwa na ognisko, struganie patyków do pieczenia na nim jedzenia, a także wyrób
rozmaitych kołków, drągów i kijów potrzebnych w obozie i na szlaku. W tej
dziedzinie nóż z Salwadoru też wykazał pełnię zalet. Dzięki pełnemu płaskiemu
szlifowi oraz dobremu chwytowi cięcie i struganie drewna jest wydajne i
bezpieczne. Stal bez problemu radzi sobie nawet z twardym materiałem, a
geometria ostrza pozwala na precyzyjną obróbkę np. struganie cieniutkich wiórów
na rozpałkę. Kephart sprawdził się także przy wykonywaniu cięższych prac. Podczas
batonowania solidnego kawałka sękatej
sosny poradził sobie lepiej niż dwa razy grubszy i wielokrotnie cięższy potężny
nóż surwiwalowy Ka-Bar Companion - żeby nie było uwag - również ze szlifem
płaskim. Nie są to żadne czary-mary tylko czysta fizyka, bo dzięki mniejszej
grubości klinga Kepharta nie klinowała się w drewnie, zaś jej solidna krawędź
tnąca sęków się nie boi. Owszem, zdarzyło się, że po przebatonowaniu polana z wyjątkowo
twardego i sękatego materiału, jakim jest suche drewno wiązu, zaobserwowałem
minimalne wywinięcie krawędzi tnącej na odcinku paru milimetrów. Jednak po
ostrzeniu praktycznie nie było po nim śladu, zaś fakt, że stal wywinęła się,
ale nie wykruszyła jest w nożu terenowym wielką zaletą, bo dobrze świadczy o
jego niezawodności. Z innych siłowych zajęć
wyłamywałem Kephartem spore kawałki kory sosnowej potrzebnej do odizolowania
ogniska od wilgotnej ziemi i robiłem to bez obawy, choć oczywiście z wyczuciem.
Oprócz tego przerabiałem aluminiowe puszki po piwie na terenowe garnki i ciąłem
gruby drut – zarówno aluminiowy jak i miedziany. Przy tych wszystkich wyczynach
takie zadania jak cięcie sznurków, tkanin czy plastików to dla Kepharta banał.
Sprawdziłem też, jak się krzesze iskry z krzesiwa grzbietem klingi i moim
zdaniem jest jak trzeba.
Tak naprawdę Kephartem można wykonać wszystkie prace
terenowe, oczywiście traktując nóż rozsądnie. Jego odporność i uniwersalność może
wydawać się zaskakująca, bo na pozór wygląda prawie jak zwykły kuchenniak. W
tym jednak przypadku „prawie” czyni naprawdę dużą różnicę. Praca nim to czysta
przyjemność, a że do jego licznych zalet można jeszcze dodać przyzwoite
trzymanie ostrości i łatwość ostrzenia, to otrzymujemy nóż bliski ideału. Ja jestem
nim zachwycony :-).
Moje zachwyty nad Kephartem wynikają nie tylko z dobrej
roboty jego producenta, ale przede wszystkim są zasługą doskonałej, dobrze
przemyślanej konstrukcji noża, pełnej praktycznych rozwiązań. Gdybym miał
porównać nóż typu kephart z innymi znanymi nożami terenowymi o podobnych
rozmiarach i przeznaczeniu, to moim zdaniem kephart jest o wiele praktyczniejszy
od nessmuka, który – co ciekawe - zaprojektował inny XIX-wieczny amerykański
prekursor puszczaństwa George Washington Sears. Nessmuk
ma łopatowaty kształt i szeroki (w sensie: nie spiczasty) czubek, więc kiepsko wykonuje
się nim precyzyjne prace. Może lepiej nadaje się do kopania w ziemi czy
jedzenia nim gęstych potraw zamiast łyżki, ale nie widzę sensu w stosowaniu
noża do takich funkcji. W normalnym użytkowaniu kephart bije go na głowę, bo
jest poręczniejszy i bardziej uniwersalny.
Z kolei skandynawskie puukko ma podobną filozofię konstrukcji: żadnych udziwnień,
maksymalna prostota i użytkowość. Jednak dzięki pełnemu płaskiemu szlifowi kephart
jest o wiele lepszy w tak ważnych na szlaku pracach kuchennych, ponadto dzięki
jelcowi i gruszkowatemu profilowi rękojeści zapewnia większe bezpieczeństwo
pracy i lepszą ergonomię, zaś konstrukcja full-tang daje większą niż
hidden-tang (szkielet rękojeści w formie trzpienia) odporność na nadużycie.
Ten typ noża z powodu
swoich bezdyskusyjnych zalet zasługuje na wielkie uznanie i szerszą
popularność, dlatego polecam go uwadze naszych nożomaniaków i knifemakerów. Ja osobiście jestem z Kepharta
firmy Condor baaaardzo zadowolony. W kategorii produkcyjnych fixedów wreszcie
znalazłem upragnionego Graala, którego gorąco rekomenduję wszystkim, którzy potrzebują
dobrego noża terenowego za rozsądne pieniądze.
Tekst:
Wiktor Lekney
Foto:
Wiktor Lekney i Psycho
Bardzo fajna pozycja, też posiadam ten nożyk i sprawdza się on doskonale w wielu kwestiach. Często zabieram go na polowania i nadaje się on bardzo dobrze do wykonywania różniejszych, mniejszych prac, ale można go wykorzystać także do chociażby skórowania, czy patroszenia zdobyczy, sprawdza się on. Moje liczne noże myśliwskie rzadko kiedy się wyróżniają, jednak ten zasługuje na szczególne uznanie.
OdpowiedzUsuńJestem fanem tradycyjnych(historycznych) noży. Przecież te wzory przetrwały dlatego, że się sprawdziły. Kephart to taki uniwersalny nóż, w którym większy nacisk jest położony na kuchnię. Noże fińskie, to noże północy i trudnych warunków terenowych- tam nikt fasoli nie gotował ;-) W drewnie skandi jest lepszy niż płaski, a z mięsem, czy oprawianiem zwierzyny radzi sobie równie dobrze jak płaski.
OdpowiedzUsuńMam trochę finek, mam roah belly CS, teraz idą do mnie głownie kepharta i nessmuka Custom Blades.