poniedziałek, 18 maja 2015

Mikov 220-XD-1 czyli klasyka w dobrym wydaniu



Jakiś czas temu kolega przyniósł na spotkanie worek noży czeskiej firmy Mikov, którego zawartość wysypał na blat naszego biesiadnego stolika. Czego tam nie było! Noże dla gentlemanów, myśliwych, harcerzy, kierowców, survivalowców a nawet dla zabójców z tajnych służb – słowem dla każdego coś ciekawego…

Z tego stosu żelastwa najbardziej zainteresował mnie klasyczny scyzoryk z drewnianymi okładkami. Dlaczego właśnie on?  Otóż w zalewie highendowych konstrukcji z topowych materiałów „dziadkowe” scyzoryki są dla mnie jak łyk czystej, źródlanej wody w upalny dzień. Tego typu konstrukcje, proste i solidne, cieszą się niegasnącą popularnością wśród wyznawców filozofii „no bullshit”. Do ich naprawy czy regulacji nie potrzeba kompletu specjalistycznych narzędzi, na przykład do skasowania luzów wystarczy puknąć gdzie trzeba choćby kamieniem, żeby nóż był znowu w pełni sprawny. Najjaśniejsza gwiazda w tej konstelacji czyli Buck 110 jest produkowany w niezmienionej formie od wielu lat i służy niezliczonej ilości użytkowników.

Kolega wspaniałomyślnie wypożyczył mi do testów interesujący mnie scyzoryk o nazwie Mikov 220-XD-1. Przyjrzyjmy się więc mojemu wybrańcowi.
 
Na początek nieco technikaliów: waga 156 gramów, długość całkowita 195 mm, zamknięty 115 mm, klinga drop point o długości 80 mm, wysokości 24 mm i grubości 3 mm, stal 440A o twardości 56 HRC, szlif częściowy płaski, otwieranie klingi za pomocą wycięcia na paznokieć, blokada back lock. Okładki wykonane są z drewna, prawdopodobnie brazylijskiego palisandru. Klipsa ofkors nie ma, pochwa wykonana z prawdziwej, grubej skóry.

Pora wziąć nóż do ręki. To naprawdę ładna sztuka: linie klingi płynnie przechodzą w rękojeść, stal klingi i bolstera wypolerowana jest na lustro a drewno na okładkach rękojeści ma efektowne usłojenie i przyjemny dla oka kolor nasyconego brązu. Rękojeść rozszerza się ku końcowi rękojeści dając w efekcie bardzo pewny chwyt. Konstrukcja jest nierozbieralna (co jest normą w tego typu nożach) i bardzo mocna, do czego przyczyniają się solidny bolster i grube linersy. Mikov wykonany jest porządnie, nie ma rzucających się w oczy niedoróbek, praktycznie zero blade-playa czyli „telepania” się klingi na boki. Jedyne zastrzeżenie budzą ostre wewnętrzne krawędzie linersów i bolstera.

Po korzystnych dla scyzoryka oględzinach zacząłem się zastanawiać, jakim testom go poddać. To ważne pytanie bo każdy nóż ma swoje konkretne przeznaczenie, określające zarazem krąg jego odbiorców. Do czego i dla kogo zatem  jest przeznaczony Mikov 220-XD-1? Na stronie firmowej figuruje on w kategorii „Lovecké nože” czyli noże myśliwskie
.
Nie jestem myśliwym, ale wielokrotnie brałem udział w polowaniach i oprawianiu ubitej zwierzyny. Na podstawie doświadczeń uważam, że składany nóż gorzej się do tego nadaje niż fixed z powodu problemów z utrzymaniem czystości w warunkach terenowych i … tyle w tym temacie. Moim zdaniem tego typu nóż ma pomóc w przyrządzaniu pożywienia, nieskomplikowanej obróbce drewna, cięciu materiałów tekstylnych, sznurków, czasem kawałka gumy, plastiku lub cienkiego drutu np. wnyków. Ponieważ jest przeznaczony dla ludzi lasu, klinga powinna łatwo się ostrzyć i być odporna na wykruszenia. Generalnie trzeba pamiętać, że to klasyczny scyzoryk, a więc nie wymagajmy od niego mocy otwierania czołgów czy subtelności potrzebnej do zrobienia profesjonalnego manicure.

W oparciu o powyższe założenia przystąpiłem do praktycznych testów. Zacząłem tradycyjnie od kuchni. Na początek wytrybowałem z kości spory kawałek schabu, który następnie podzieliłem na apetyczne kotlety. Mimo, że fabryczna ostrość nie była na poziomie żyletki, nóż poradził sobie z tym zadaniem bez problemu. Jedyna trudność polegała na oczyszczeniu go z resztek mięsa, w czym zamknięta konstrukcja zdecydowanie nie pomagała. Potem było już z górki: krojenie chleba, kiełbasy, żółtego sera czy warzyw to dla Mikova banalne zadania. Niestety przy dłuższej pracy doskwierały mi wspomniane wyżej ostre wewnętrzne krawędzie linersów i bolstera. Poza tym jednym minusem nóż uzyskał w konkurencji kuchennej ocenę  jak najbardziej pozytywną.
Po kilku dniach takich wyczynów nie zaobserwowałem znaczącego spadku ostrości. Podostrzyłem trochę scyzoryk i to wszystko.

Czekałem z niecierpliwością na łykend, podczas którego zamierzałem sprawdzić nóż w jego naturalnym żywiole czyli podczas wędrówki po lesie. Nadszedł wreszcie dzień, kiedy powiesiłem go przy pasie i pomaszerowałem przed siebie. Kwietniowy, słoneczny las był pełen drzew zwalonych i połamanych po zimowym oblodzeniu. Mogłem więc z czystym sumieniem wypróbować Mikova na polu walki z drewnem. Uciąłem i zaostrzyłem kilkanaście kijków z leszczyny, zmieniłem spory kawałek solidnej, żywicznej gałęzi sosnowej w kupkę wiórów, podważyłem i oderwałem od pnia sporo kawałków grubej kory, a na koniec próbowałem zrobić z krzepkiego buka fujarkę, wywiercając w nim kilka otworów głębokich na dwa centymetry. Po tych eksperymentach scyzoryk stracił nieco na ostrości, ale dalej była ona na przyzwoitym poziomie. Pojawił się natomiast niewielki boczny blade-play, normalny dla noży o tej konstrukcji. Wędrując dalej natrafiłem na stały element krajobrazu polskich lasów czyli dzikie wysypisko śmieci. Dostarczyło mi ono kolejnych obiektów do testów w postaci wielu metrów plastikowego sznurka do wiązania słomy, prawego gumiaka, plastikowego wiaderka po farbie emulsyjnej, niezliczonych butelek typu pet, znalazł się nawet kawałek cienkiego drutu tzw. strzelniczego. Z pasją badacza oddałem się dewastacji tych znalezisk i muszę przyznać, że Mikov stanął na wysokości zadania. Po przerobieniu testowych obiektów na makaron, co zabrało mi dobre pół godziny, okazało się, że scyzoryk nadal działa bez zarzutu. Klinga nabawiła się wprawdzie paru rysek i domagała się ostrzenia, ale żadnego uszkodzenia krawędzi tnącej nie zauważyłem. Do ostrzenia użyłem popularnej wśród myśliwych ostrzałki typu „V” firmy Lansky. Kilka pociągnięć klingi na węgliku wolframu nadało jej pożądaną ostrość.
Ostatnią próbą jakiej poddałem mój wierny scyzoryk było sprawdzenie jego odporności na zabrudzenie, które zawsze może przytrafić się w warunkach terenowych. Wytaplałem go więc bezlitośnie w napotkanym kopcu kreta. Po wystukaniu piasku i pobieżnym przedmuchaniu Mikova otworzyłem i złożyłem kilkakrotnie klingę, co odbyło się  przy akompaniamencie ponurych zgrzytów. Jednak z każdym ruchem niemiły dźwięk stawał się coraz cichszy, aż umilkł całkowicie po opłukaniu noża w napotkanym strumyku. Scyzoryk szybko wysechł w słońcu, a ja przy okazji przekonałem się, że jego drewniane okładki wody się nie boją.

Gdybym miał porównać Mikova do bardziej znanego noża o podobnych wymiarach i właściwościach, to wybrałbym RAT-a 1. Nie zauważyłem znaczących różnic w efektywności między nimi, poza oczywiście utrudnionym czyszczeniem Mikova, ale to cecha wszystkich tego typu konstrukcji. Trzymanie ostrości jest na podobnym poziomie, Mikov ma natomiast mocniejszą konstrukcję, zwłaszcza klingę oraz moim zdaniem lepszą ergonomię. Wadę w postaci ostrych wewnętrznych krawędzi linersów i bolstera można łatwo usunąć, ale nie chciałem tego robić w pożyczonym egzemplarzu.

Podsumowując moje wrażenia z kilkudniowego używania scyzoryka 220-XD-1 firmy Mikov muszę uczciwie przyznać, że ten nóż pozytywnie mnie zaskoczył. Myślę, że będzie dobrym wyborem nie tylko dla miłośników klasyki. Ta prosta, niezawodna konstrukcja jest zdecydowanie godna polecenia wszystkim, dla których słowo „wędrówka” oznacza coś więcej niż niedzielny spacerek z rodziną po parku.




Wiktor Lekney
 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz