Za oknem
piękny poranek wróży równie piękny dzień. Szkoda siedzieć w domu i marnować
czas na jałowe gapienie się w TV, PC czy inny WC. Podejmujemy więc męską
decyzję przewietrzenia swego grzesznego ciała gdzieś na łonie Natury.
Podekscytowani tą myślą szykujemy się do drogi i przede wszystkim przystępujemy
do wyboru oraz zgromadzenia niezbędnego wyposażenia. Jako wytrawni
traperzy planujemy zabrać nóż typu kozik, litrową manierkę z wodą, trzy puszki
piwa dla wzmocnienia nadwątlonego ducha (i ugotowania w nich zupy po
opróżnieniu fabrycznej zawartości) oraz batonik dla wstępnego wzmocnienia
nadwątlonego ciała. Planujemy oczywiście ognisko więc bierzemy torebkę zupki
turystycznej, kiełbasę, kawałek chleba naszego powszedniego, no i zapałki
plus niezbędnik czyli tzw. łyżkowidelec. Po namyśle dokładamy jeszcze kanapkę z
pasztetem, puszkę konserwy mięsnej, serek topiony i dodatkowe dwie kromki
chleba. Przezornie szykujemy również pelerynę przeciwdeszczową, zapasowe
skarpety, plaster na odciski których niewątpliwie nabawimy się po przejściu
pierwszych dwóch kilometrów, oraz obowiązkowo parę metrów papieru toaletowego
na wypadek, gdyby nasza traperska kuchnia nam zaszkodziła. Do tego zestaw
lekarstw ratujących zdrowie w przypadku jego pogorszenia i dodatkowy zestaw
lekarstw ratujących zdrowie po jego pogorszeniu przez te pierwsze lekarstwa.
Uff, to chyba wszystko !
Teraz
pozostaje tylko ten stos gratów w coś zapakować, tylko w co ? Plecak wyprawowy
jest za duży, miejsca w kieszeniach kurtki i spodni za mało, plastikowa
reklamówka za słaba i skandalicznie obciachowa, zwłaszcza ta w zajączki. Nie
wiem, jak Ty radzisz sobie z tym problemem, ale moim transportowym Graalem na
jednodniowe wypady jest torba po masce przeciwgazowej typu „Słoń”.
Jej
protoplastami były używane od zarania dziejów rozmaite sakwy, torby i tobołki
przewieszane przez ramię, których przykład obrazuje poniższa rycina
przedstawiająca średniowiecznego włóczęgę:
Maska przeciwgazowa typ MUA (SzM41M) popularnie zwana
"Słoń" była produkowana w latach 70-tych i 80-tych XX wieku przez
Fabrykę Sprzętu Ratunkowego i Lamp Górniczych "FASER" S.A. w
Tarnowskich Górach. Maski tego typu są najczęściej spotykanymi
wojskowo-cywilnymi maskami p-gaz w Polsce, choć zostały wycofane z wyposażenia
wojskowego. Maska składa się z wyposażonej w okulary gumowej osłony na twarz i
głowę, filtropochłaniacza węglowego oraz węża łączącego maskę z filtrem. Z
powodu tego węża człowiek w masce przypominał słonia z długą trąbą, stąd jej
zwyczajowa nazwa. W komplecie z maską była torba transportowa i to właśnie ona
jest dla turysty najbardziej interesująca.
W toku
dziejów produkowano różne jej modele różniące się nieznacznie detalami budowy,
rozmiarami i użytymi materiałami. „Przerobiłem” je chyba wszystkie i poza
jednym typem z taśmą nośną przyszytą do boków torby ukośnie zamiast prosto,
wszystkie są godne polecenia. Szczególnie przydatne są egzemplarze z zewnętrzną
kieszenią oraz wnętrzem podzielonym na komorę główną, dwie mniejsze komory
i dodatkową małą kieszonkę. Ułatwia to rozlokowanie wyposażenia i zapobiega
jego „wędrówkom” po wnętrzu. Torby po „Słoniu” są zazwyczaj wykonane z grubego
płótna (?), a parciane pasy są gęsto tkane, co w sumie daje konstrukcji
niebywałą odporność, trwałość i nośność. Przeciętne rozmiary to: wysokość 26
cm, szerokość 24 cm, głębokość 8 cm. Pozornie to niewiele, ale spokojnie
zmieścimy wyliczone na wstępie artykułu wyposażenie. Komora ładunkowa zamykana
jest klapą mocowaną na guzik lub trok przewlekany przez metalowe uchwyty.
Rekomenduję to drugie rozwiązanie jako trwalsze, bardziej niezawodne i
wygodniejsze (szczególnie gdy mamy zmarznięte ręce). Szeroki pas nośny ma
regulowaną długość, co pozwala dopasować wysokość zawieszenia torby w
zależności od potrzeb. W części modeli występuje dodatkowy pasek boczny, którym
można się opasać poprawiając stabilizację torby, szczególnie gdy jest mocno
obciążona. W niektórych egzemplarzach zamiast bocznego paska jest system troków
ułatwiających mocowanie dodatkowego wyposażenia z tyłu i od spodu torby, ale i
bez tego jest to możliwe przy użyciu choćby zwykłych sznurków przywiązanych do
pasa nośnego tuż przy klapie zamykającej torbę.
Torby po
„Słoniu” używam od wielu lat nie tylko na wycieczki, ale na co dzień. Jestem od
niej praktycznie uzależniony i możliwe, że w związku z tym nie jestem w pełni
obiektywny, jednak nie dostrzegam w niej właściwie żadnych wad. Jest lekka,
trwała i niewiarygodnie pakowna. Jej zaletą w porównaniu do plecaka jest
natychmiastowy dostęp do zawartości bez konieczności zdejmowania, wystarczy
przesunąć torbę na brzuch. Dodatkowo w przeciwieństwie do większości plecaków
zapewnia właścicielowi suche plecy, co na szlaku bywa bezcenne. Przy wszystkich
swoich zaletach jest tania jak barszcz i jak on łatwo dostępna. Nieużywany
egzemplarz dostaniemy za cenę paru piw w każdym sklepie z militariami oraz na
popularnych portalach aukcyjnych, ale uwaga: nasza torba występuje tam czasem
pod nazwą chlebak, choć nie do noszenia chleba ją stworzono.
W doborze
wyposażenia turystycznego kieruję się zasadą „maksymalny minimalizm” ponieważ nadmierny
balast odbiera mi radość z włóczęgi, a ponadto zwyczajnie nie mam ochoty
wydawać pieniędzy na drogie i często niepraktyczne gadżety. Torba po „Słoniu”
idealnie wpisuje się w tą filozofię, dlatego zachęcam „easy riderów” do
zainteresowania się tym wspaniałym towarzyszem wędrówek.
Wiktor
Lekney
Szkoda tylko, że zawsze ktoś z plecakiem musi nosić Twoje dodatkowe browary, których nie pomieścisz a chętnie wypijesz ;)
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach widzę model w harcerstwie nazywanym (niesłusznie) "desantowym" od tych ściągaczy w dnie. Pewna polska firma od odzieży militarnej wypuściła udaną wariację nt. takiej torby pod nazwą haversack. Oczywiście nie da się jej kupić za 7-8 PLN jak Słonia na portalu aukcyjnym. W zamian cordurę, kilka bajerów, trochęą pojemność. I to prawda, są okoliczności, gdy chelbak jest lepszy od plecaka.
OdpowiedzUsuń